wtorek, 21 listopada 2017

Oceaniczne zbałwanienie

Borykam się przez lata, aby ująć w słowa to, co mi w duszy gra, gdy idzie o zawieranie myśli w słowach, a tu, proszę, kilka zwięzłych, prostych zrozumiałych zdań. Podeprę się cytatem (Mieczysław A. Krąpiec „Język i świat realny”, ss. 58-59):

…chcę się z kimś podzielić własną myślą, ale jeszcze sam nie wiem dokładnie, co właściwie chcę mu powiedzieć. Jestem otwarty na komunikowanie się, czuję tę myśl w sobie, ale jeszcze nie mam jej skrystalizowanej i dlatego dzieląc się myślą z drugim, zarazem ją w sobie krystalizuję; przyoblekając ją w słowa, nadaję jej określoną postać. Niemniej jednak na początku czując „obecność” w sobie jakiejś poznawczej treści, człowiek jest niespokojny. Ową obecność nieskrystalizowanej myśli i treści „czegoś” porównuje się niekiedy do ciągle falującego oceanu, niekiedy nawet, przy większym napływie myśli nieskrystalizowanych, do jego „zbałwanionej” powierzchni. Słowa wypowiadane wówczas przez człowieka pełniłyby rolę jakiejś ratunkowej tratwy, boi, przy której myśl mogłaby się zaczepić i skrystalizować. Kiedy próbujemy opisać nasze odczucie myśli jeszcze niewypowiedzianej, to ujmujemy ją jako coś, co zachodzi :wszystko naraz”, ale zarazem coś, czego nie da się wyrazić inaczej jak fragmentami, z których „naraz” wypowiadamy tylko jeden.

Chciałoby się rzec, a nawet rzeknę: „jam jest oceaniczne zbałwanienie”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz