Tworzenie
reguł nie jest wyjątkowym zjawiskiem ludzkiej myśli. Wyjątek to także reguła
potwierdzająca regułę. Ewentualny brak wyjątków nie potwierdzałby jedynie
reguły występowania wyjątków, nie negowałby jednak ów brak wyjątków samej
reguły, którą wyjątki miałyby potwierdzać. A więc nawet na wyjątki jest trochę
miejsca, jednakże wyjątki bliższe są regułom, chociaż im przeciwne, a przez to
i odległe, gdyż gdyby wyjątków nie było, nie miałyby czego potwierdzać. Czyli
nie byłoby reguł, gdyby nie wyjątki, które przecież istnienie reguł
potwierdzają, tak więc wystarczy jedynie stworzyć regułę określającą, że
wyjątków żadnych nie ma i tym samym doprowadzić do samounicestwienia się reguły.
Wszystko jest
regułą, także wszystko, co nią nie jest. Także regułą jest, że coś niezgodne z
tą regułą jest, czy też z jakąkolwiek inną regułą, gdyż w każdej regule
przewidziane jest miejsce na zachodzący wbrew tej regule przypadek, lub
przypadek niezgodnie z regułą zachodzący, czyli gdyby cokolwiek kiedykolwiek
odstępstwem od reguły się okazało. Chaos także jest regułą, zaś każda regularna
niechaotyczność jest jedynie wyjątkiem potwierdzającym istnienie chaosu.
Niepojęty chaos musi być ujęty w reguły, gdyż regułą jest, że wszystko co poza
ramy reguł się wymyka, także w jakieś – jakiekolwiek, byleby tylko – reguły
ujęte być musi, nawet gdy wyjątkiem jest. Bo czymże byłyby reguły, gdyby nie
było w nich miejsca na odstępstwa od reguł, czyli gdyby tych odstępstw nie
uwzględniały.
Zasadniczą
zasadą jest, że coś musi się dziać, nawet gdy coś się nie dzieje. Zgodna z
zasadą jest także sytuacja, gdy nic się nie dzieje, także, gdy dzieje się coś
innego od tego, co się w danej chwili nie dzieje. Bo główną i podstawową zasadą
jest zasada zawszedziania się
czegokolwiek, także wtedy, gdy wbrew pozorom nic się nie dzieje, jako że
zgodnie z ową zasadą zawszedziania się
czegokolwiek zawsze coś się działo, dzieje się i dziać się będzie, nawet
wtedy, gdy już żadnych zasad nie będzie... miał kto ustanawiać. Ale w takim
przypadku nawet żadnozasadztwo może
stać się główną, podstawową i jedyną zasadą – jako cień, smuga, echo, posmak,
poszum przeszłości, czyli zawszedziania
się czegokolwiek, ponieważ zasadniczo: każde zawsze każdym było, każdym
jest i każdym będzie – wczoraj, dzisiaj i jutro są jak stany H2O: na
przemian stałe, płynne i lotne. Tak więc kiedyś, na powrót, tylko jedyna zasada
pozostanie, zgodnie z którą: zasadą jest z zasady to, że zasady żadnej nie ma,
czyli że w sumie coś, czego nie ma, także jest. Pamiętając o naprzemiennych
trzech stanach, nie zapominając przy tym o „stanach trzecich” Tatarkiewicza,
będziemy pamiętać o tym, że żadnozasadztwo,
bez-zasadowość i bezzasadność nie tylko będą, ale były i są.
Prawa (tworzone
przez ludzi) w niesprawiedliwej sprawiedliwości i w sprawiedliwej
niesprawiedliwości na przemian. W tak zasadniczo uzasadowionej rzeczywistości prawa nie mają racji bytu. Cóż prawom
po nich samych, jeśli miejsca dla nich, dla ich przestrzegania brak, gorzej
nawet, jako że z zasady nie przewiduje się miejsca dla czegoś, czego nie ma.
Tak więc, jeżeli miejsca dla przestrzegania praw nie ma, znaczyć to może
jedynie, że praw po prostu nie ma. A jeżeli praw nie ma, to nie ma także
bezprawia, gdyż o bezprawiu można mówić jedynie w kontekście prawa, które z reguły
jest łamane i dlatego tak dużo jest bezprawia. Jeśli czegoś nie ma, nie może
być łamane.
Praw nie stać
nawet na wyjątki, bo jeżeli coś nawet już jedynie coś znaczy, a nawet cokolwiek
znaczy, bez względu na to, ile znaczy, i w dalszym ciągu jednoznacznie znaczyć
coś ma, to gdzie jest w tych prawach miejsce na wyjątki? Jednakże – bo zgodnie
z zasadą jedynozasadztwa zasadzającej
się na zasadzie tylkozasadztwa –
także dla reguł, a tym samym dla wyjątków, nie ma tu miejsca, czyli miejsca
takiego w ogóle nie ma. A jeśli dla wyjątków nie ma miejsca, to cóż dopiero dla
regularnie zakłócających ład i porządek reguł, dzięki którym nie wiadomo już,
co jest regułą, a co nią nie jest, jako że wszystko możliwe i niemożliwe
wchłonięte zostało przez reguły.
Jedynozasadztwo nie zakłada niczego, nie
zakłada nawet istnienia jakiejkolwiek zasady, a tym bardziej istnienia
czegokolwiek poza zasadami. Krótkowzroczna dalekowzroczność jako zasadnicza i
jedyna cecha zasady nie pozwala czegokolwiek zakładać, gdyż takie postawienie
sprawy sprzeczne by było z odwieczną zasadą, która już sama w sobie jest wszystkosprawczą przyczynowością.
Czy odłamy
każdego z wynaturzeń z osobna, bo wynaturzeniem jest bycie poza zasadą... czy więc
odłamy owe są rzeczywiście tym, czym o nich można pomyśleć że są? Czy aby
przypadkiem, co już jednak nie byłoby przypadkiem, pod wspólnym sztandarem
zasad, czyli w ramach jedynozasadztwa
nie powinno się dopatrywać ich istoty?
Prawo – nie
wiedząc do końca czym jest, a nawet w ogóle nie wiedząc, bo jak można wiedzieć
nigdy nad tym się nie zastanawiając – w samym sobie zagubione, złe rozeznanie w
plątaninie skłóconych pojęć poczyniło i siebie z prawem innej natury niż ono
samo pomyliło. Ustanawiając siebie prawem, niby to prawem naturalnym Natury się
podpierając, istnienie swoje za naturalność uważać zaczęło, aż wreszcie nawet
uwierzyło, że do szpiku kości samą Naturą jest.
Naturalne
prawa Natury w sytuacjach wyjątkowego pomieszania różnorodnych sztucznych, na
dodatek samozwańczych stworów... otóż te naturalne prawa Natury w takich
sytuacjach nawet działać nie muszą. Prawa Natury w takich sytuacjach działają
nawet, gdy nie działają. Samozwańcze i zagubione w swoim jestestwie prawo nienaturalne
(tworzone przez ludzi) pozostało pozostawione samo sobie, jako że nie podlegało
żadnym prawom rozwoju i przemian, a to dlatego, że prawo Natury zadziałało
poprzez niezadziałanie. Sztuczne prawo z przerażenia zastygło w przerażeniu i z
przerażeniem na ustach zamarło. Przebiegłe naturalne prawo Natury, dostrzegając
nawet w rodzącej się i rozpleniającej wielości sztucznych tworów naturalną
koleją rzeczy pozostawia – jak we wszystkim, czego rozwojem kieruje, czyli we
wszystkim – ziarna zawierające jądro istoty rozwoju. Samo prawo naturalne
byłoby niczym, czyli nie byłoby takiego prawa wcale, gdyby nie owa istota
rozwoju. Rozwój – jak to było widoczne – może jednak także unicestwieniem się
zakończyć.
Nagość jako maska
Czy w ferworze
zamieszania nie dochodzi do swój-swojego-bije,
gdy szaty barwoochronne już zdarte, a
wszyscy nadzy już będąc, niby do siebie podobni są, bo dotychczas jedynie szaty
ich językiem i myślą codzienną były. Kogóż więc – gdy taka potrzeba zaistnieje
– bić, kogóż nie bić, gdy wszyscy nagimi będąc nikim się stają. Cóż więc za
korzyść z tej nagości może być, jeżeli wszyscy tak samo nadzy są i tak samo dla
wszystkich nagość jedynie maskę stanowić może, jako że maskowanie niegdyś drugą
naturą będące teraz w pierwszą naturę się przyodziało, aby wreszcie po
zniszczeniu wtórnie pierwszej natury pierwszą naturą się stać. Gdyby jeszcze
pierwotnie pierwsza natura, obecnie jako druga, chociaż w cząstkowej postaci
istniała, można by się do niej w tak krytycznej sytuacji odwołać. Nagość,
chociaż widoczna, już nagością nie jest, bo być nią przestała, nawet sama dla
siebie szczególnie zamaskowioną maskę
stanowi, maskę, którą trudno jest przyporządkować jakiejkolwiek regule,
jakiemukolwiek wyjątkowi, nie wspominając bliżej o prawach, których wiedza o
maskach, granicząc wręcz z nieograniczonością wiedzy, nie przewidywała
istnienia czegoś, co maską nie jest, czyli nie przewidywała możliwości
istnienia nagiej nagości. Nagość nie będąca maską? To niemożliwe! To wbrew
wszelkim zasadom, regułom, to przede wszystkim wbrew prawu!
29 czerwca 2003
Odrzucanie zasad to także zasada –
Jean-Paul Sartre