czwartek, 25 lipca 2019

wycieczka na koniec Wszechświata

Lecę na wycieczkę do miejsca, w którym kończy się Wszechświat, czyli do miejsca, w którym natrafię wreszcie na tabliczkę z przekreślonym ukośnie napisem WSZECHŚWIAT. Albo w drugą stronę lecę, czyli do początku tej nieskończoności. Jeśli oczywiście założę, że gdy coś swój koniec ma, to również i swój początek gdzieś mieć powinno. Nazwa „nieskończoność” z tropu mnie nie zbija i nie zniechęca – to przecież tylko słowo, a słowa – jak wiadomo – nie zawsze bywają odpowiednio użyte, nie zawsze za pomocą słów potrafimy ująć istotę, sedno tego, o czym powiedzieć chcemy i – co chyba ważniejsze – co opisać, zrozumieć, a nawet wyjaśnić zamierzaliśmy. Słowa to grabarze myśli, jak ktoś tak, lub podobnie powiedział. Odrzucam więc to słowo „nieskończoność” i lecę... Żadnej pracy, żadnych obowiązków... Nic... Jedynie lecę i lecę i rozmyślam sobie, albo dla świętego spokoju o niczym nie myślę, wyluzowuję się, odpoczywam po utrudzonym ziemskim życiu. Bez telefonu, telewizji, gazet, radia... Sam, oddalony od Ziemi, w samym środku nieskończoności, bo jeśli nieskończoność, to chyba jedynie środek ma. Lecę. Tyle samo przede mną, co i za mną tej przestrzeni.
Z tym „jedynie” środkiem, niczym centrum nieskończoności to chyba nie jest takie chybione. Gdyby tak sobie to uczłowieczyć, gdyby z siebie samego nieskończoność uczynić – już nie w sensie czasu, czy przestrzeni, lecz... no właśnie... Chyba w sensie kontaktów z ludźmi i różnorodnych zależności, które z takimi kontaktami się wiążą. Tylko czy to nie wiązałoby się z kolei z odczłowieczeniem? Ogrom ludzi dookoła, a ja np. przejmuję się nimi wszystkimi, czyli tym, że są, że ich tyle, że każdy Człowiekiem jest... Być więc takim środkiem, centrum, wokół którego wszyscy inni przebywają, przed którym inni się odsuwają gdy nadchodzę, by następnie – gdy już przejdę – podążać za mną. To tak, jak w tej zagadce, w której o cień chodzi, do którego z kolei porównuje się kobietę: „Gdy idziesz za nim – ucieka, gdy uciekasz przed nim – to cię goni”. No bo jeśli w środku jestem, to wówczas tylu, ilu jest przede mną, musi być także za mną, ale także obok mnie, czyli w sumie wokół mnie. Jednak nie o „centrum” takiego typu teraz tutaj chodzi, z jakim najczęściej mamy do czynienia, gdy mówimy o kimś, że jest w centrum zainteresowania, że jest pępkiem świata itd. Nie, takie centrum, wbrew słowu, którego używamy (tak to z tymi słowami jest) w sumie przesuwa nas na krańce, na obrzeża. Bo przecież nie o to chodzi w tym przypadku, w przypadku bycia w centrum, że wszyscy inni są dookoła nas. To się tylko tak wydaje. W rzeczywistości (jakiej? czyjej?) stajemy się outsiderami (Riedla Autsajder). Podejrzewam, że zarówno w rzeczywistości przez nas samych naszymi (centro-outsiderów) oczami oglądanej, jak i w oczach tych, którzy na nas patrzą właśnie outsiderami się stajemy. Wynosimy się w takim przypadku ponad innych i siłą rzeczy albo się wywyższamy (oddalamy od środka w górę), albo uciekamy właśnie na obrzeża, uciekamy, uciekamy, uciekamy (obrzeża nieskończoności?). Podobnie z tymi, którzy na nas patrzą (och, jak patrzą – zawistnie albo z uwielbieniem) – też tą samą siłą rzeczy popychają nas w różne rejony, na przykład do góry, w dół, na boki, czasem podepczą, a więc i w ziemię wgniotą. No więc nie, nie o takie centrum, nie o taką nieskończoność naszą ludzką tu chodzi, lecz o nieskończoność niezależną od czegokolwiek w tym wszechbycie, wszech‑pobybawniu.
Zapędzam się w kozi róg... Wiem, dlaczego... Chyba za bardzo ująć to wszystko chciałem, ująć przystępnie. Popadłem w sidła logiki, Ziemskiej logiki, w chęć rozumienia moich myśli, tych myśli, które swobodnie, po swojemu, zgodnie z ich naturą powinny po głowie hasać. Bo jeśli już coś, to właśnie one są najbliżej tego stanu, który polega na byciu w centrum nieskończoności. Nawet, jeśli będąc na usługach człowieka, który w rozumowanie się zapędza, który chorobliwą wręcz czasami chęć ogarnięcia pewnych trudnych do uchwycenia spraw przejawia, a więc nawet wtedy nie ujmuje to nic ich nieskończonej naturze. „Do pięt” im rozum nie dorasta, gdy z nimi dialog prowadzić zaczyna. Jakie może być wyjście, albo sposób jedynie (i aż) aby jednak do bycia nieskończonym, móc chociaż drobnymi kroczkami się przybliżać?
4 listopada 2002


Nieskończoność Wszechświata – może jedyna „rzecz”, o której głębiej i rozleglej rozmyślać nie potrafię.
Podobno w „naszej” galaktyce jest ok. 400 miliardów gwiazd, a we wszystkich galaktykach jest więcej gwiazd, niż ziarenek piasku na wszystkich plażach na Ziemi. O ile więcej? – o jeszcze jedną plażę?, o piasek den mórz i oceanów?, o jeszcze jedną Ziemię?, o jeszcze jedną galaktykę? Czy skończona jest ilość tych miliardów, czy nieskończona? Do którego momentu można używać liczb, a od którego już nie? Rozrasta... rozszerza się Wszechświat? – a jeśli tak, to w jaką przestrzeń się wdziera? A gdy kurczyć się zacznie – co go otaczać będzie?
Niepojętość.
10 lipca 2005

środa, 10 lipca 2019

namiastka


[z dyktafonu]
w miękki piasek wgniatają się...
wgniatają się weń... wgniatają go stopy...

można i na ścieżce asfaltowej…
wygodniej... bezpiecznie tam...
można i tak… spokojnie...

morze też mogłoby być spokojne…
gładkie jak tafla jeziora…
co to jezioro?! co to jest jezioro?
zamknięte! zniewolone!

mooorze... szeroookie…
wpełznie sobie na plażę aż pod wydmy...
a jezioro... co to jest jezioro? pofaluje, pobrzęczy…
co to, kur…na, jest za śpiąca woda?

namiastka rzeki, normalnej dużej... ten potoczek

drzewa na balkonie namiastką...
zawsze namiastka czegoś! czego namiastka?
a Wisła namiastką czego? a morze – namiastką czego?
a Zatoka nasza?

mooorze... w środku trzeba być...
może w głębinie? z brakiem powietrza...
topić się trzeba…
być przed zatopieniem… do zatopienia
jak Martin EdenTO jest morze
co to było?...
to było morze... prawdziwe…

reszta… wszystko jest tylko namiastką

kur...de! w tej małej rzeczce też można się utopić!
po pijanemu twarzą w dół.
*
[sprawdzić namiastkę, namiastkowość]
styczeń, 2014
Postscriptum (10.07.2019)
Świadomość, że jesteś wyłącznie fragmentami, że krótkie, dłuższe i najdłuższe czasy są wyłącznie fragmentami… że trwanie miast i krajów to wyłącznie fragmenty… i że ziemia to fragment… że cały rozwój jest fragmentem… że nie jest doskonałością… że fragmenty powstawały i powstają… żadnej drogi tylko przybycia… że koniec jest bez świadomości… że potem nic bez ciebie, a zatem nic nie ma…
Thomas Bernhard, Amras