wtorek, 6 maja 2014

list gończy



Fotkę zatytułowałem: „patrzę” (natknąłem się na nią przed chwilą podczas remanentu w archiwum). Teraz patrzę i ja, czyli ten z tej strony na tego mnie z tamtej strony. Patrzymy na siebie. Kilka razy bawiłem się bądź to w sfotografowanie siebie, głównie twarzy, ale nie takiej pozującej jak do zdjęcia ślubnego, bądź to w zmienianie już gotowego, czyli kiedyś przy mało ważnej okazji "pstrykniętego"… Cel był jeden: uzyskać „zdjęcie” dziwne, śmieszne, brzydkie – ale raczej nie o karykaturę mi szło. Słowo „zdjęcie” też samo w sobie wymowne jest – kojarzy mi się np. ze zdjęciem skóry. Na razie jeszcze nie wiem, a może jedynie nazwać tego nie mogę, o co mi chodzi w tych różnych przeróbkach. A może głównie właśnie o ten tytułowy „list gończy”. Jednak nie w każdym przypadku, chociaż chyba najczęściej tak właśnie bywało.
Ale to nie wszystko, i nawet nie to jest najważniejsze – jeśli w ogóle ten wątek coś wspólnego z ważnością ma. Można by zaraz spytać, co w życiu ważne jest? Owszem, pytać sobie można i zarazem biedy sobie ponapytywać, tzn. jej sobie napytać. Kiedy takie pytania się pojawiają? Tego pytania jeszcze sobie dotychczas tak konkretnie nie stawiałem. Czy dziecko, np. 4-5-letnie, jest w stanie o takim pytaniu pomyśleć? Raczej czuje, co dla niego jest ważne, ale nie jest to w jego naturze, tzn. będąc na etapie dziecka człowiek jest po zupełnie innej stronie życia. Padać mogą pytania typu dlaczego słońce świeci? dlaczego koń nazywa się koń, a nie np. krowa? Chciałoby się rzec „podejście do życia”, ale przecież u dziecka o żadnym „podejściu” mowy być nie może, a przynajmniej w takim znaczeniu tego słowa, w jakim ja teraz do niego podchodzę. Podchodzić znaczy w tej chwili dla mnie coś w sensie podchodzenie zwierza na polowaniu, zalotnych podchodów do dziewczyny, czy podchodzenia wroga. Teraz widzę, że te trzy sytuacje (zwierz, dziewczyna, wróg) same, czyli jakby we mnie nieświadomie lub podświadomie obok siebie się wyłoniły. Gdybym był dziewczyną, to użyłbym słowa „chłopak”, czyli większego znaczenia nie ma, czy chodzi teraz o świat widziany przez pryzmat konkretnej płci. I niech nawet mózgi obu płci poważnie się różnią, to jednak pewne strategie życia zostały wypracowane zanim jeszcze człowiek zaczął potrafić robić użytek z myślenia. Bo wbrew pozorom zwierza w nas jeszcze pełno – raz jako ofiary, raz jako myśliwego, i nieważne jest także to, czy jakąś gnidę, hienę czy świnię dla przykładu weźmiemy, bo przecież w ramach danego gatunku różne charakterki się spotyka, spotyka się nawet pomieszanie gatunków jak w przypadku wilka w owczej skórze, lub słodkiego baranka, ale częściej owieczki, z czarcimi rożkami.
Atmosfera gęstnieje, ale zawsze tak bywa, gdy pod pokłady skóry, a pod nią w kolekcję różnych przebrań i masek zapragnie człek się wcisnąć, aby z bliska temu niewidzialnemu jarmarkowi emocji, uczuć i konglomeratowi instynktów się przyjrzeć. Można się poparzyć, co rusz w coś niemiłego wdepnąć, a nawet po uszy w g….. się wytarzać. I to – o zgrozo! – na własne życzenie. Natychmiast pojawia się ponownie pytanie o to, co w życiu jest ważne. Patrząc teraz na to dziwne pytanie zastanawiam się, czy zadawanie tego typu pytań jest ważne, czy w ogóle jest szansa, aby na nie odpowiedzieć. Sama odpowiedź w stylu „jest ważne” jest wprawdzie konkretną i jednoznaczną odpowiedzią, w dodatku nic nie mówiącą, ale to wina tego, który tak właśnie owo pytanie postawił. A więc automatycznie natychmiast zjawia się i inna możliwość odpowiedzi, czyli że „nie jest ważne”. Aby nie zagubić się w podmiocie tych pytań (w podmiocie gramatycznym) przypomnę sobie… tak, o ważność lub nieważność zadawania takiego pytania szło, czyli czy ważne jest pytanie o ważność życia. Kolejna ewentualność się pojawia: niepoważne jest udzielanie odpowiedzi na małoważne pytania. Tu jednak znowu pojawia się zgrzyt z powodu sęka pogrzebanego, bo pies w tym, czy jabłko daleko czy blisko od jabłoni pada, czyli czy myśl córką umysłu jest czy bezmyślności. Jakiś śmieszek w TV o to jabłko zahaczył, tzn. bardzo się dziwił, że poza Newtonem, czyli także przed nim i po nim mało kto widział i widuje spadające jabłko. Może jest to tak jak w przypadku Orłów Górskiego, a także w przypadku innych nadzwyczajnych przypadków, że w tym samym czasie i miejscu muszą nałożyć się ważne okoliczności. A ważne będą dopiero wtedy, gdy się nałożą, bo w przeciwnym razie, czyli nie nakładając się na siebie, nie zbiegając się ze sobą, statusu ważności nie uzyskają, czyli będą, ale w sumie to jakby ich nie było. No i zjawia się wreszcie pytanie zasadnicze, którego zadać nie zdążyłem, bo na chwilę umknęło, które jednak niewidzialną osnową tutaj było: czy (po)ważne jest, aby wobec życia, wobec toczących się wokół przypadków, a głównie wobec siebie samego, ciągle poważnym być? Odpowiedź mam tylko jedną: ważna jest ta gimnastyka umysłu w myśl powiedzenia: im więcej potu na ćwiczeniach, tym mniej krwi w boju. Bo na cóż zdadzą się nam nasze bojowniczki szare komórki, gdy zaśniedziałe i niemrawe z rzeczywiście ważnym dylematem życiowym w szranki będą musiały stanąć?
6 maja 2014