Podczas lektury „Jutrzenki” Friedricha Nietzschego
rozwidliły się myśli na temat tzw. istoty człowieka – pomknęły do Ericha Fromma
(„Człowiek – owca czy wilk?”) oraz do Marka Rowlandsa („Filozof i wilk”). Czyli
do dwóch różnych twarzy wilka malowanych przez ludzi pomyślałem – jednej
„złej”, drugiej „dobrej”.
*
Wysiąść z pociągu byle jakiego. Najpierw pojawiła się myśl o wskoczeniu do
właściwego pociągu, o powrocie na właściwy tor po tygodniach mojego lekkiego
rozklekotania, ale idea pociągu, a w szczególności toru uniemożliwiającego
zmianę kierunku jazdy sprawiła, że natychmiast pomyślałem o wyskoczeniu na
bezdroża, czyli na szeroką jak ocean połać, aby wędrować sobie a muzom wokół
się rozglądając, dookolności się przypatrując, ją sobie przeżywając.
O
nadziei podczas jazdy tym pociągiem porozmyślać zamierzałem, czyli co to
takiego, po co i dlaczego. Zatrzymałem się na złudzeniu. Ale teraz widzę, że i ów
„wyskok na bezdroża” podobną iluzją jest. Trzeba by zstąpić, czy chociażby na
chwilę stąpnąć, na ziemię, poukładać w czterech ścianach co do ułożenia jest –
byłby to taki bez-umysłowy, czyli nudnawy, przedbieg do biegu czy marszu
głównego, tzn. powrotu na owe bezdroża, może i na manowce. Czyszczenie wewnętrzności
poprzedzone uporządkowaniem zewnętrzności. Następnie usiadłbym w środku tego
porządku jak na leśnej polanie i zabrałbym się za siebie – za swoje myśli. Nic
wokół by nie zgrzytało – ani śladu pretekstów do odwracania uwagi od sedna
sprawy, czyli od brania się za bary czy szermierki z samym sobą.
*
Rękopisanie. Zapomina się o nim, stało się niepotrzebne,
niepraktyczne. Dzieje się tak szczególnie wtedy, gdy wspomnienia ręcznego
pisania kojarzy się przede wszystkim z jego funkcją narzędziową
(instrumentalną). Podobnie może być z jazdą na rowerze, chociaż trudne do
wyobrażenia jest, aby np. dziecko używało roweru jedynie dla wygody w
przemieszczaniu się, nie zaś dla samej przyjemności jazdy. Czucie podłoża
poprzez opony podczas takiej jazdy, falowanie ciałem złączonym z rowerem po
nierównościach terenu – jak pływanie delfinem pod wodą. Jeżeli odręczne pisanie
wywoływało kiedyś podobne odczucia, zarazem różne w zależności od tego czym i
na jakim papierze się pisało, wówczas powrót do rękopisania może być miłym
przeżyciem. Oczywiście nie o jakieś notatki w notesie chodzi, lecz o formę
listu – nawet gdyby tylko do siebie samego. Podobnie jak z grą w piłkę na
murawie – nawet w formie zabawy w małym gronie. Liczy się wszystko – czucie
podłoża pod butem (albo pod gołą stopą), kontakt stopy z piłką, czyli sposób
jej przyjęcia lub uderzenia, płynność ruchu ciała i jego gibkość, strzał na
bramkę, ciekawa akcja, uderzenie z woleja lub półwoleja, robinsonada bramkarza.
Jednym… dwoma słowami: czysta frajda.
To
tylko dwa-trzy przykłady. I niekoniecznie o rodzaje czynności/działań teraz
chodzi, bo przecież „każdy sobie rzepkę skrobie”, czyli swojego „konika” ma. Można
wszak i szydełkować, i malować, i łódki z kory strugać, i latawce kleić, także
pisankować.
*
Tematu
„wilka” nie rozwinąłem. Poczeka. W sumie bardziej o niezasadność porównań
idzie, które zwodzą i mogą myśli od sedna sprawy odciągać. Niedawno w TV było o
małym lwiątku, które oddzieliło się od stada – komentarz był: „zagubione i
zrozpaczone”, czyli o stan psychiczny zwierzęcia szło, do którego przecież
człowiek prawie wcale dostępu nie ma. Nierzadko „nienawiści” czy „miłości” w
odniesieniu do zwierząt się używa, czasem „zemsty”. Podobnie z tym wilkiem,
szczególnie w bajkach – zły, okrutny, bestia itp. Nie bronię wilków – bronią
się same, chociaż nie zawsze z pozytywnym skutkiem, gdyż homo sapiens potężny
jest i basta. Drażnić jednak może to koloryzowanie, fałszowanie rzeczywistości
farbowanymi porównaniami… „farbowane lisy”. Albo chytry jak lis. Lis jest po
prostu lisem, tak jak pszczoła pszczołą, rekin rekinem. Po co to implantowanie
czy imputowanie zwierzętom cech ludzkiej duszy? Po co również to chorobliwe
szufladkowanie, ocenianie, katalogowanie tych różnych zjawisk, które raczej trzeba
by coraz głębiej poznawać, próbować rozumieć, a nie zamykać w pudełkach i do
pakamer w postaci definicji odstawiać. Lecz i ja skażony jestem pewnymi
postawami, zaśniedziały, gdy czasami – ponownie, jak za młodu – uwierzę przez
chwilę w możliwość „naprawy świata”, widząc jednocześnie, dokąd on zmierza,
tzn. jak go do przepaści ów człowiek, który brzmi dumnie, popycha. Natychmiast,
po raz nie wiadomo który, myśl Emila Ciorana się przypomina:
„Kiedy wychodzę na ulicę, pierwsze, co mi
przychodzi do głowy, to – eksterminacja”.
Oczyszczam
się z tego zaśniedzenia – a przynajmniej próbuję. Mój „testament” teraz mi się
przypomniał, czyli że jakieś myśli w słowach na papierze chciałbym zawrzeć. Ale
„testament” to nieodpowiednie słowo, bo przecież niczego do pozostawienia nie
mam. Ino mgliste czy mdłe wspomnienie po sobie wśród nielicznych. Ale to
najmniej warte zachodu, a przynajmniej dla tego kogoś, którego już nie ma.
Spójrzmy na tych, którzy odeszli… Zacierają się wspomnienia, nasze myśli rzadko
do nich powracają. To samo czeka nas wszystkich w tej chwili jeszcze na tym
padole obecnych.
Katharsis (gr.
oczyszczenie) – uwolnienie od cierpienia, odreagowanie zablokowanego napięcia,
stłumionych emocji, skrępowanych myśli i wyobrażeń.
W ileż
to zanieczyszczeń w postaci coraz to grubszej skorupy człek podczas życia się przyobleka.