W leśnej
dolince wyłania się strużka wody, która jednak już gdzieś wcześniej poza
zasięgiem naszego wzroku ma swój początek. W którymś miejscu po prostu
wysącza się z ziemi woda. Widać to wyraźnie, to znaczy gdy dokładnie temu się
przyjrzeć, np. na plaży ograniczonej podnóżem skarpy, ale nie u samego podnóża
tej skarpy, lecz pomiędzy nim a brzegiem morza. Ni stąd ni zowąd zaczyna się w
połowie plaży strużka. I właśnie dopiero dokładnie jej początkowi się
przyglądając można dostrzec ruch wody czyli wysączanie się jej spod piasku.
Bywają takie miejsca, okresowo, w zależności od stopnia nasączenia wodą tych
przyległych do plaży skarp.
Podobnie z
pojawiającymi się ni stąd ni zowąd wątkami myślowymi. „Domykanie” dostrzegłem,
gdy już się pojawiło, gdy w słowo je przyodziałem. Już jakiś czas temu, lata
temu, zwróciłem na nie uwagę. Pamiętam nawet, że się żachnąłem… Nawet przy
okazji tych żachnięć o ich skalowaniu pomyślałem – jeden żach, dwa żachy itd.
Zapewne o siłę czy poziom tego żachania szło – teraz to mało istotne jest,
znaczy dzisiaj, w tej chwili. Krótko mówiąc: ponownie owo domykanie się pojawiło – zapewne z powodów podobnych jak w
przypadku owych strużek na plaży, czyli otoczenie nasączyło się i musiało w
pewnej chwili zacząć się wysączać.
W psychologii postaci o tym domykaniu jest
mowa… że to taka potrzeba człowieka jest, że niejako bezwiednie coś on (człowiek)
uzupełnia, dopełnia, np. jakąś niedokończoną na rysunku figurę. Ale pal licho
psychologię, psychologię jako naukę, przynajmniej w tej chwili. Dzisiaj
zerknąłem w jakiś artykuł strużką tych porannych myśli porwany i zaraz jego
sucha forma wykładu mnie odrzuciła. Przez chwilę, podczas przemykania wzrokiem
po tym artykule pomyślałem, że gdybym ja miał prace naukową w taki sposób
napisać… już na samą myśl o tym natychmiast zawstydzony się poczułem.
W którymś
momencie (ciągle o tym domykaniu szukając) na pojęcie motywacji epistemicznej się natknąłem, zatrzymałem się na dłużej,
bo i „potrzebę unikania domykania”
dostrzegłem.
Pani dr hab.
Małgorzata Kossowska, prof. UJ podaje krótki opis kierunku badawczego
realizowanego przez nią jako promotora:
(1). Wpływ motywacji
epistemicznej (potrzeba domknięcia, potrzeba struktury) na formułowanie
sadów i podejmowanie decyzji
(2). Motywacyjne strategie
przezwyciężania ograniczeń poznawczych (także w biegu życia – w
perspektywie rozwojowej).
Krótki opis badań w ramach
planowanych prac doktorskich:
(1) […] W
proponowanym cyklu badań chcemy przyjrzeć się tym dwóch klasom czynników
wspólnie, uznając, że procesy motywacyjne i poznawcze są silnie ze sobą
powiązane, choć natura owych zależności nie jest dokładnie poznana.
(2)
Planujemy więc sprawdzić czy wzbudzenie odpowiedniego motywu (np. potrzeby unikania domykania) pozwala
przezwyciężyć systemowe (i sytuacyjne) ograniczenia poznawcze związane, na
przykład, z niską pojemnością pamięci roboczej. Interesujące byłoby także
sprawdzenie do jakiego stopnia ten spodziewany mechanizm kompensacyjny działa,
co wymaga zwrócenia uwagi na dynamikę procesów poznawczych i motywacyjnych.
Oczekujemy, że uda się także pokazać, iż motywacja
do domykania poznawczego wydatnie umniejsza możliwości poznawcze związane z
wysoką pojemnością pamięci roboczej, co uwidoczni się w niższym poziomie
działania. Pozwoli to lepiej zrozumieć naturę samej potrzeby poznawczego
domknięcia (dyspozycyjnej i wzbudzanej sytuacyjnie), co w świetle wiedzy na
temat jej związków z funkcjonowaniem społecznym wydaje się istotne. […]
Oczywiście
zastanawiam się podczas tego szperania, wwiercania się w jakiś dawno
dostrzeżony wątek, potem zarzucony/zapomniany/uśpiony, a następnie ponownie
rozpatrywany… zastanawiam się, czy i ja w takim momencie w niebezpieczny nurt
owego „domykania” nie wpadam. Wciska się, wysącza mi się tu kolejny wątek,
który uzmysłowiłem sobie już dawno, dawno temu i jeszcze dawniej, bo jako
dzieciak – a chodzi o „autocenzurę”. Na pewno były to czasy „podstawówki”,
zakładam że okres VI-VII klasy. Ciągnęło się to i przez okres szkoły średniej.
Mawiałem sobie wówczas, podczas tych ulubionych rozmów z samym sobą, aby czynić
tak, także pisania listów to dotyczyło, aby potem tego się nie wstydzić ani nie
wypierać. A może chodziło o to, aby nie wstydzić się potem tego, co się
uczyniło, co wypowiedziało – zapewne na to samo wychodzi. Do dzisiaj nie
„domknąłem” tego problemu, czyli nie dokonałem jednoznacznej oceny, na ile
czyny moje i słowa były odzwierciedleniem mojego „prawdziwego” wnętrza, na ile
zaś właśnie autocenzurowania w
momencie ich spontanicznego pojawiania się. Czyli czy efekt (czyn, słowo) nie
był skażony pewnego rodzaju „poskramianiem” siebie.
Gdzieś
dzisiaj było… czytałem… że jednak owo „domknięcie” ułatwia podejmowanie
decyzji, upraszcza życie, czyni je mniej skomplikowanym… dokonując pewnych ocen
na stałe, stawiając pewne zjawiska, ale także i ludzi w utworzonym przez siebie
szeregu (na drabinie hierarchii) nie musimy dokonywać żadnych dalszych ocen,
rozważań – czyli mamy zadanie, mamy wypowiedzieć słowo czy sąd, „naciskamy”
odpowiedni guzik i już. Ponownie docieram do źródła cytatu:
Kolejną
specyficznie ludzką motywacją jest motywacja epistemiczna związana z
funkcjonowaniem intelektualnym i poszukiwaniem informacji i wiedzy. Teoria
motywacji epistemicznej zakłada, że proces zdobywania wiedzy składa się z dwóch
faz: z poszukiwania informacji i z utrwalenia sądów, przekonań, wiedzy. W
pierwszej fazie umysł charakteryzuje się otwartością i poszukiwaniem
informacji. W drugiej fazie następuje zamknięcie i konserwacja wiedzy. Liczne
wyniki wskazywały, że ludzie różnią się miedzy sobą tym na ile są zmotywowani
do zdobywania informacji i wiedzy. Niektórzy przed wydaniem sądu zastanawiają
się, poszukują informacji, rozważają różne punkty widzenia itd. Inni w miarę
szybko dochodzą do swoich sądów i przekonań nie interesując się przy tym nowymi
informacjami jakie mogli by uzyskać.
Czyli mały
optymizm o poranku zapanował w moich czterech ścianach, gdy znalazłem również i
krytyczne uwagi na temat owego domykania.
Ale chwilka
jeszcze z tą Gestaltpsychologie,
czyli z psychologią postaci, często spotykam określenie psychologia Gestalt… mnie kojarzy się to zaraz z tym naszym
dziwotworem słownym „Kinder niespodzianka”, ale jeżeli tak musi być to tak jest
(nawet jeżeli nie musiałoby być).
Koncepcja Terapii Gestalt
Fritz
Pearls miał […] gruntowne wykształcenie medyczne i psychologiczne. […] Z psychologii
postaci Wertheimera, Kohlera i Koffki Perls przejął prawa percepcji
dotyczące figury i tła. Za doniosłe i znaczące uznał to, że w otaczającej
rzeczywistości (tło) człowiek dostrzega jedynie niektóre jej elementy i
nieświadomie formuje je w figury. Z tego powodu w danej sytuacji różne osoby
subiektywnie dostrzegają inne jej fragmenty i przeżywają je w sobie właściwy
sposób. Perls’a zainteresowało to zjawisko i dociekał z jakiego powodu dana osoba
spostrzega właśnie to a nie co innego i z jakiego powodu wywołuje to w niej
takie a nie inne przeżycia. Za znaczące uznał również zjawisko samoistnego
domykania się figury, gdy brakuje w niej jakiegoś elementu, tudzież tendencję
do dokańczania niedomkniętych sytuacji (zjawisko opisane przez Blumę
Zeigarnik). Te cechy i możliwości ludzkiej psychiki stały się jednym z
ważniejszych filarów terapii Gestalt. Pearls, tworząc koncepcję i metodę
terapii Gestalt, przesunął akcenty w powyżej opisywanych zjawiskach z percepcji
poznawczej na emocje i przeżycia.
Interesowało go przy tym nie tylko spostrzeganie przez człowieka swojego
otoczenia ale również swojej wewnętrznej rzeczywistości psychicznej: to, jakie
figury wyłaniają się w świadomości człowieka na jego własny temat, które z jego
wcześniejszych doświadczeń domagają się domknięcia czy dokończenia oraz jak to
się objawia. http://www.gestalt.com.pl/?op=1&kat=5&pdk=84
Domykać czy
nie domykać? A może i jedno i drugie? Chirurg patrzy na zdjęcie rentgenowskie
kończyny, widzi przemieszczenia kości i bez większego a nawet żadnego wahania
„domyka” diagnozę i podejmuje metodę leczenia (gips, operacja). W przypadku
internisty diagnoza nie będzie już taka łatwa, zalecany sposób leczenia także
nie – przecież nawet „głupi” katar może mieć różne podłoża. Nauczyciele,
szkolni pedagodzy i psycholodzy – ci raczej powinni się wystrzegać wydawanych na
chybcika opinii, być może szczególnie młodzi, którzy posiadają głównie
książkową wiedzę. Zaraz jednak przypomina mi się opinia wybitnego psychiatry
(ale zarazem lekarza, naukowca, humanisty i filozofa) Antoniego Kępińskiego na
jednej z pierwszych kart jego „Psychopatii”:
Człowiek
wyraża się swoim ruchem, ruchem – w formie najszerszej obejmującym wszelkie
postacie zewnętrznego zachowania się człowieka, a więc postawę, mimikę, sposób
wysławiania się, sposób ubierania się itp. Doświadczony psychiatra czy
psycholog psychiczny nieraz na podstawie tylko obserwacji postawy ciała,
mimiki, tonu głosu, sposobu ubierania się potrafi bardzo trafnie
scharakteryzować danego człowieka i nierzadko ta klasyfikacja, dokonana na
pierwszy rzut oka, jest znacznie lepsza niż klasyfikacja tzw. naukowa, oparta
na baterii rozmaitych psychologicznych testów osobowości. Testy te nie są
jednak pozbawione znaczenia; często zwracają one uwagę na cechy osobowości
wymykające się spod bezpośredniej obserwacji. W codziennej pracy
praktyczniejsza jest jednak klasyfikacja „na pierwszy rzut oka”.
20 sierpnia 2013