wtorek, 29 kwietnia 2014

o "domykaniu" c.d.



W leśnej dolince wyłania się strużka wody, która jednak już gdzieś wcześniej poza zasięgiem naszego wzroku ma swój początek. W którymś miejscu po prostu wysącza się z ziemi woda. Widać to wyraźnie, to znaczy gdy dokładnie temu się przyjrzeć, np. na plaży ograniczonej podnóżem skarpy, ale nie u samego podnóża tej skarpy, lecz pomiędzy nim a brzegiem morza. Ni stąd ni zowąd zaczyna się w połowie plaży strużka. I właśnie dopiero dokładnie jej początkowi się przyglądając można dostrzec ruch wody czyli wysączanie się jej spod piasku. Bywają takie miejsca, okresowo, w zależności od stopnia nasączenia wodą tych przyległych do plaży skarp.
Podobnie z pojawiającymi się ni stąd ni zowąd wątkami myślowymi. „Domykanie” dostrzegłem, gdy już się pojawiło, gdy w słowo je przyodziałem. Już jakiś czas temu, lata temu, zwróciłem na nie uwagę. Pamiętam nawet, że się żachnąłem… Nawet przy okazji tych żachnięć o ich skalowaniu pomyślałem – jeden żach, dwa żachy itd. Zapewne o siłę czy poziom tego żachania szło – teraz to mało istotne jest, znaczy dzisiaj, w tej chwili. Krótko mówiąc: ponownie owo domykanie się pojawiło – zapewne z powodów podobnych jak w przypadku owych strużek na plaży, czyli otoczenie nasączyło się i musiało w pewnej chwili zacząć się wysączać.
W psychologii postaci o tym domykaniu jest mowa… że to taka potrzeba człowieka jest, że niejako bezwiednie coś on (człowiek) uzupełnia, dopełnia, np. jakąś niedokończoną na rysunku figurę. Ale pal licho psychologię, psychologię jako naukę, przynajmniej w tej chwili. Dzisiaj zerknąłem w jakiś artykuł strużką tych porannych myśli porwany i zaraz jego sucha forma wykładu mnie odrzuciła. Przez chwilę, podczas przemykania wzrokiem po tym artykule pomyślałem, że gdybym ja miał prace naukową w taki sposób napisać… już na samą myśl o tym natychmiast zawstydzony się poczułem.
W którymś momencie (ciągle o tym domykaniu szukając) na pojęcie motywacji epistemicznej się natknąłem, zatrzymałem się na dłużej, bo i „potrzebę unikania domykania” dostrzegłem.
Pani dr hab. Małgorzata Kossowska, prof. UJ podaje krótki opis kierunku badawczego realizowanego przez nią jako promotora:
(1). Wpływ motywacji epistemicznej (potrzeba domknięcia, potrzeba struktury) na formułowanie sadów i podejmowanie decyzji
(2). Motywacyjne strategie przezwyciężania ograniczeń poznawczych (także w biegu życia – w perspektywie rozwojowej).
Krótki opis badań w ramach planowanych prac doktorskich:
(1) […] W proponowanym cyklu badań chcemy przyjrzeć się tym dwóch klasom czynników wspólnie, uznając, że procesy motywacyjne i poznawcze są silnie ze sobą powiązane, choć natura owych zależności nie jest dokładnie poznana.
(2) Planujemy więc sprawdzić czy wzbudzenie odpowiedniego motywu (np. potrzeby unikania domykania) pozwala przezwyciężyć systemowe (i sytuacyjne) ograniczenia poznawcze związane, na przykład, z niską pojemnością pamięci roboczej. Interesujące byłoby także sprawdzenie do jakiego stopnia ten spodziewany mechanizm kompensacyjny działa, co wymaga zwrócenia uwagi na dynamikę procesów poznawczych i motywacyjnych. Oczekujemy, że uda się także pokazać, iż motywacja do domykania poznawczego wydatnie umniejsza możliwości poznawcze związane z wysoką pojemnością pamięci roboczej, co uwidoczni się w niższym poziomie działania. Pozwoli to lepiej zrozumieć naturę samej potrzeby poznawczego domknięcia (dyspozycyjnej i wzbudzanej sytuacyjnie), co w świetle wiedzy na temat jej związków z funkcjonowaniem społecznym wydaje się istotne. […]
Oczywiście zastanawiam się podczas tego szperania, wwiercania się w jakiś dawno dostrzeżony wątek, potem zarzucony/zapomniany/uśpiony, a następnie ponownie rozpatrywany… zastanawiam się, czy i ja w takim momencie w niebezpieczny nurt owego „domykania” nie wpadam. Wciska się, wysącza mi się tu kolejny wątek, który uzmysłowiłem sobie już dawno, dawno temu i jeszcze dawniej, bo jako dzieciak – a chodzi o „autocenzurę”. Na pewno były to czasy „podstawówki”, zakładam że okres VI-VII klasy. Ciągnęło się to i przez okres szkoły średniej. Mawiałem sobie wówczas, podczas tych ulubionych rozmów z samym sobą, aby czynić tak, także pisania listów to dotyczyło, aby potem tego się nie wstydzić ani nie wypierać. A może chodziło o to, aby nie wstydzić się potem tego, co się uczyniło, co wypowiedziało – zapewne na to samo wychodzi. Do dzisiaj nie „domknąłem” tego problemu, czyli nie dokonałem jednoznacznej oceny, na ile czyny moje i słowa były odzwierciedleniem mojego „prawdziwego” wnętrza, na ile zaś właśnie autocenzurowania w momencie ich spontanicznego pojawiania się. Czyli czy efekt (czyn, słowo) nie był skażony pewnego rodzaju „poskramianiem” siebie.
Gdzieś dzisiaj było… czytałem… że jednak owo „domknięcie” ułatwia podejmowanie decyzji, upraszcza życie, czyni je mniej skomplikowanym… dokonując pewnych ocen na stałe, stawiając pewne zjawiska, ale także i ludzi w utworzonym przez siebie szeregu (na drabinie hierarchii) nie musimy dokonywać żadnych dalszych ocen, rozważań – czyli mamy zadanie, mamy wypowiedzieć słowo czy sąd, „naciskamy” odpowiedni guzik i już. Ponownie docieram do źródła cytatu:
Kolejną specyficznie ludzką motywacją jest motywacja epistemiczna związana z funkcjonowaniem intelektualnym i poszukiwaniem informacji i wiedzy. Teoria motywacji epistemicznej zakłada, że proces zdobywania wiedzy składa się z dwóch faz: z poszukiwania informacji i z utrwalenia sądów, przekonań, wiedzy. W pierwszej fazie umysł charakteryzuje się otwartością i poszukiwaniem informacji. W drugiej fazie następuje zamknięcie i konserwacja wiedzy. Liczne wyniki wskazywały, że ludzie różnią się miedzy sobą tym na ile są zmotywowani do zdobywania informacji i wiedzy. Niektórzy przed wydaniem sądu zastanawiają się, poszukują informacji, rozważają różne punkty widzenia itd. Inni w miarę szybko dochodzą do swoich sądów i przekonań nie interesując się przy tym nowymi informacjami jakie mogli by uzyskać.
Czyli mały optymizm o poranku zapanował w moich czterech ścianach, gdy znalazłem również i krytyczne uwagi na temat owego domykania.
Ale chwilka jeszcze z tą Gestaltpsychologie, czyli z psychologią postaci, często spotykam określenie psychologia Gestalt… mnie kojarzy się to zaraz z tym naszym dziwotworem słownym „Kinder niespodzianka”, ale jeżeli tak musi być to tak jest (nawet jeżeli nie musiałoby być).
Koncepcja Terapii Gestalt
Fritz Pearls miał […] gruntowne wykształcenie medyczne i psychologiczne. […] Z psychologii postaci Wertheimera, Kohlera i Koffki Perls przejął prawa percepcji dotyczące figury i tła. Za doniosłe i znaczące uznał to, że w otaczającej rzeczywistości (tło) człowiek dostrzega jedynie niektóre jej elementy i nieświadomie formuje je w figury. Z tego powodu w danej sytuacji różne osoby subiektywnie dostrzegają inne jej fragmenty i przeżywają je w sobie właściwy sposób. Perls’a zainteresowało to zjawisko i dociekał z jakiego powodu dana osoba spostrzega właśnie to a nie co innego i z jakiego powodu wywołuje to w niej takie a nie inne przeżycia. Za znaczące uznał również zjawisko samoistnego domykania się figury, gdy brakuje w niej jakiegoś elementu, tudzież tendencję do dokańczania niedomkniętych sytuacji (zjawisko opisane przez Blumę Zeigarnik). Te cechy i możliwości ludzkiej psychiki stały się jednym z ważniejszych filarów terapii Gestalt. Pearls, tworząc koncepcję i metodę terapii Gestalt, przesunął akcenty w powyżej opisywanych zjawiskach z percepcji poznawczej na emocje i przeżycia. Interesowało go przy tym nie tylko spostrzeganie przez człowieka swojego otoczenia ale również swojej wewnętrznej rzeczywistości psychicznej: to, jakie figury wyłaniają się w świadomości człowieka na jego własny temat, które z jego wcześniejszych doświadczeń domagają się domknięcia czy dokończenia oraz jak to się objawia. http://www.gestalt.com.pl/?op=1&kat=5&pdk=84
Domykać czy nie domykać? A może i jedno i drugie? Chirurg patrzy na zdjęcie rentgenowskie kończyny, widzi przemieszczenia kości i bez większego a nawet żadnego wahania „domyka” diagnozę i podejmuje metodę leczenia (gips, operacja). W przypadku internisty diagnoza nie będzie już taka łatwa, zalecany sposób leczenia także nie – przecież nawet „głupi” katar może mieć różne podłoża. Nauczyciele, szkolni pedagodzy i psycholodzy – ci raczej powinni się wystrzegać wydawanych na chybcika opinii, być może szczególnie młodzi, którzy posiadają głównie książkową wiedzę. Zaraz jednak przypomina mi się opinia wybitnego psychiatry (ale zarazem lekarza, naukowca, humanisty i filozofa) Antoniego Kępińskiego na jednej z pierwszych kart jego „Psychopatii”:
Człowiek wyraża się swoim ruchem, ruchem – w formie najszerszej obejmującym wszelkie postacie zewnętrznego zachowania się człowieka, a więc postawę, mimikę, sposób wysławiania się, sposób ubierania się itp. Doświadczony psychiatra czy psycholog psychiczny nieraz na podstawie tylko obserwacji postawy ciała, mimiki, tonu głosu, sposobu ubierania się potrafi bardzo trafnie scharakteryzować danego człowieka i nierzadko ta klasyfikacja, dokonana na pierwszy rzut oka, jest znacznie lepsza niż klasyfikacja tzw. naukowa, oparta na baterii rozmaitych psychologicznych testów osobowości. Testy te nie są jednak pozbawione znaczenia; często zwracają one uwagę na cechy osobowości wymykające się spod bezpośredniej obserwacji. W codziennej pracy praktyczniejsza jest jednak klasyfikacja „na pierwszy rzut oka”.
20 sierpnia 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz