Mały brzdąc, który
znalazł się w dużym sklepie z zabawkami, biega chcąc wszystkiemu się przyjrzeć,
dotknąć, wypróbować. W jednym momencie chciałby jak najwięcej doświadczyć.
Bierze do ręki jakąś zabawkę, ale zaraz ją odrzuca biegnąc w kierunku innej.
Poddaje się spontanicznej ciekawości, zatapia się w – chciałoby się rzec –
nierealnym świecie. A przecież ten chwilowy świat przeżyć jest chyba jego najbardziej
realnym światem w danym momencie.
Czy coś takiego bywa
udziałem dorosłych? Oczywiście niekoniecznie o zabawki tu chodzi, także o żadne
materialne rzeczy. Chodzi o tego typu „rozbieganie”, lecz rozgrywające się w
psychice, w jakiejś krótkiej chwili. A że życie składa się z wielu chwil, może
dotyczyć ciągłych stanów emocjonalnych, spontanicznych odruchów wywołanych
owymi emocjami, w sumie zachodzących nieustannie w nas procesów zarówno
nieświadomych, jak i świadomych. To taka przeplatanka spontaniczności oraz
refleksyjności, podczas której (refleksyjności) próbujemy nasze niekontrolowane
zachowania, odczucia, przeżycia ująć w jakieś ramy, próbując je nie tyle
wyjaśniać, co zrozumieć, a może je jedynie (i aż) nazwać. A może zaledwie zdać
sobie sprawę z ich pojawienia się, jako że nie zawsze jesteśmy w stanie
rozumieć istotę takich stanów.
Próbujemy wyjaśniać nasze
zachowania, nasze „rozbiegane” myśli, korzystając z kryteriów przejętych z
zewnątrz. Stajemy się w ten sposób częścią społeczności, uspołecznioną
jednostką próbującą za pomocą powszechnie obowiązujących przekonań (czy aby
przekonań?) ocenić, wyjaśnić naszą niepowtarzalność, jako że każdy z nas jest
niepowtarzalnym „tworem” natury. A że staje się najczęściej „wytworem”
społecznym, to siłą rzeczy oddala się od swojej jednostkowej istoty, przestając
w rezultacie siebie samego rozumieć, czy też zaczyna rozumieć fałszywie, jednak
z fałszywości tej nie zdając sobie sprawy. Jeśli tak, czyli z fałszywości tej
nie zdając sobie sprawy, to niby wszystko powinno być w porządku. Przecież
trudno jest zastanawiać się nad czymś, co w nas drzemie, nie wiedząc w ogóle o
istnieniu tego czegoś. Wyprane mózgi? Wyzute z indywidualności manekiny? Nie, nasza
wewnętrzna natura (lub chociażby jej ślady) tak łatwo nie składa broni.
Przesłankami, odczuwanymi objawami są nasze wewnętrzne niepokoje. Towarzyszą
nam one nawet wówczas, gdy w najbardziej przemyślny sposób próbujemy samych
siebie oszukiwać, niby racjonalnie tłumaczyć konieczność takich czy innych
zachowań. Nasza „dusza” – raz gdzieś w okolicach żołądka, innym razem w gardle,
jeszcze innym razem w omdlewających członkach ciała – nie pozwala, abyśmy tak
łatwo mogli jej się sprzeniewierzyć.
15 grudnia 2001
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz