Pisanie na zadany temat,
czyli niejako na zamówienie, a więc w głównej mierze nie‑wewnętrznie
motywowane, jest uciążliwe. Ale wewnętrzna motywacja także bywa uciążliwa. Lecz nie do
końca o pojęcie motywacji tu idzie, gdyż owa jakiś głębszy a zarazem zapewne
uświadomiony cel posiada. Podobnie bywa chyba z nauczaniem w szkołach.
Motywuje się dzieci, a
one „ni w ząb”, nie mogą pojąć o co nauczycielowi chodzi. Motywujemy je, a tu
żadnej motywacji. Gdzie tkwi błąd, przyczyna niepowodzenia?
Czy możemy działać
bezcelowo? Cel to coś w kategoriach uświadomionego czegoś w odniesieniu do
przyszłości (dalszej lub także tej tuż-tuż). Czy jeśli pojawia się jakaś myśl,
następnie jakieś zdanie w reakcji na czyjś pogląd to muszę mieć jakiś cel, czy
może to być wynikiem spontanicznej reakcji (spontaniczność celem)?
Nieuświadomiony
cel
Stefan Szuman obserwował
dzieci, jeden zaś opisywany przez niego przypadek szczególnie utkwił mi w pamięci. Dziecko uczyło się
siadania na nocniczku. I zastanawiał się Profesor nad mechanizmami wewnętrznymi.
Dlaczego taki mały szkrab, ślamazarny, siadający przed nocnikiem, zamiast nad
(czyli na), nie potrafiący wyobrazić sobie, że jeśli czegoś nie ma w zasięgu
wzroku, to wcale nie oznacza, że tego czegoś nie ma... dlaczego siadać próbuje
(z uporem)?
Co nas cieszy i dlaczego
nas to cieszy. Dlaczego owo – z punktu widzenia dorosłych – niedołężne dziecko
chce się nauczyć siadania na nocniczku? Gdzie i jakiej odpowiedzi należałoby
się doszukiwać? – zapewne, chociaż nie jedynie, na twarzy dziecka w momencie
opanowania tej piekielnie trudnej dla niego sztuki. Jak dostać się do tego
kłębowiska nitek w jego małej główce? A jeśli już tam dotrzemy (tzn. gdy tak nam się
wydaje), to jak zinterpretować ten (niby) chaos uczuć o różnym natężeniu i
rozpiętości tych uczuć.
Stefan Szuman mówił o
pojęciu słowa CEL. Działanie dziecka jest celowe w jakimś sensie, ale nie w tym,
w jakim rozumiane jest ono przez dorosłych (tych, jak mniemam, przede wszystkim
rozsądnych dorosłych). Dziecko nie uświadamia sobie, dlaczego i po co dokądś
zmierza (w myślach, ruchach). Dorośli obserwując to wszystko z zewnątrz mogą
powiedzieć, że celem kilkudniowych wysiłków dziecka było nauczenie się siadania
na nocniczku. Tak więc małe dziecko działa na tyle celowo, na ile jego
działanie zostanie w takie właśnie słowo-pojęcie ubrane, w taki sposób, w
takich kategoriach określone. Tak rozumiejąc pojęcie celu (a więc dwoiście)
można uznać, że rozwój natury, kierunek tego rozwoju jest również na coś „wycelowany”.
Dziecko, przyroda... cel w nieświadomej celowości.
W książce Wartość i człowiek Henryka Elzenberga
jest rozdział Ekspresja pozaestetyczna i
estetyczna. I to pasuje jakoś do przewrotnego na pozór mojego przeświadczenia, że
potrzeba estetyczna nie należy do kategorii tzw. potrzeb wyższych,
społecznych... Z tym, że tutaj akcent wywodu położony jest na przeżycia
obserwatora. Kilka wyrwanych z kontekstu sformułowań:
…radość
się na twarzy, złośliwość w oczach, stanowczość i energia w ruchach „maluje”,
...treść
psychiczna musi w objawie – czy na nim – być dana mniej więcej tak, jak wilgoć
w gąbce, zapach w powiewie, blask na śniegu, poezja w sonecie – dosadniej może
jeszcze: jak mokrość w wodzie albo jak zieleń na liściu.
...nie
piękno duszy artysty ujawnione w jego utworze, ale sam utwór rozpatrywany jako
czyjąś duszę ujawniający, nie radosny nastrój dziecka, lecz jego minka
nastrojem tym promieniejąca.
20 stycznia 2002
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz