wtorek, 21 listopada 2017

Sam sobie panem i niewolnikiem

Jak te niegdyś pisemne fiszki, tak i myśli „pozapisywane” są w umyśle. Gdy dla którejś z tych „myślowych fiszek” odpowiedni wiatr zawieje, wówczas wydobywa się ona na wierzch. Same te myślowe fiszki się piszą – jak to w życiu. Idziesz, widzisz coś, pomyślisz, rozwiniesz myśl… za chwilę widzisz coś innego… i tak w koło Macieju, dookoła Wojtek; być może jeszcze jakieś powiedzenie by się znalazło.

Siedzi w głowie jedna z takich fiszek, znaczy często na wierzchu stosu fiszek nagle się znajdzie… O tej wolności, co to kiedyś ksiądz powiedział podczas mszy z okazji chrztu mojej wnuczki: wolność to oddanie się Bogu w niewolę. Żachnąłem się natychmiast, gdy dotarło do mnie jak obuchem w łeb, o co w tej myśli szło, tzn. gdy dotarło tak, jak to zrozumiałem, czyli po laicku.
Myślę sobie, zastanawiam się nad tym, czy nie tyle wolność nam jest potrzebna, ile czy ona w ogóle istnieje, czy istnieć realnie może, poza oczywiście definicjami. Weźmy pierwszą z brzegu sytuację, np. modę, a tu modę na bycie luzakiem, swobodnym, czyli niby to wolnym, niezależnym. Przecież już sama moda to okowy, pęta, łańcuchy, galery. No dobrze, niech to nie będzie moda, niech po prostu o potrzebę bycia takim sobie okrętem i sterem i jeszcze żeglarzem idzie… hm, „po prostu” – przecież takie żeglowanie wcale łatwe nie jest. Czy samotny rejs jachtem dookoła świata lub zdobywanie górskich szczytów… zresztą, czy to dobre przykłady są?
*
Krążące nad ogródkami mewy „skrzeczki” (śmieszki). Kieruje nimi instynkt, żadnych problemów z wolnością nie mają… chciałoby się rzec: niewolnice instynktu, bliższe jednak byłoby, że same, całe są instynktem. Takim to dobrze, rozmyślać nie muszą. Nie muszą nic, po prostu instynkt je pcha i tyle. Nawet nie wiedzą, że im z tym dobrze. Pełna nieświadomość.
Jednak inna myśl krąży od kilku dni… także jeszcze inna, bo wśród wielu, ale ta chyba najintensywniej… czyli może głównie ona właśnie… a może jedynie od wczoraj. Dzisiaj ją wstępnie sobie nazwałem „ucieczka do siebie”. Jest Ericha Fromma słynna „Ucieczka od wolności”… pochłaniałem ją kiedyś, co wieczór zapewne, jak obecnie czekoladę z nadzieniem malinowym. Trzeba by… gdybym miał ją pod ręką… wszak mieszkam z mamuśką u jej schyłku życia, i do regału w moim mieszkaniu za daleko, zerknąłbym zaraz. Czyli o to teraz idzie, że od życia, od tego codziennego, często jedynie od święta uciekamy do siebie, do swoich potrzeb, marzeń, do przyjemnych czynności… Dla każdego inne czynności są przyjemnymi, ale nie o to idzie, ważne, że są przyjemne. Podły świat, podły właśnie dla tych, którzy tylko, jedynie na chwilę do prawdziwego życia (wewnętrznego) wyskoczyć jak na papieroska mogą.
Przypominają się z okresu studiów szczególnie te wszelkie definicje czasu wolnego, rekreacji, zabawy, czyli że to jakąś funkcję nabierania sił do pracy pełnić miało. Co jest istotą, składową istoty człowieka – zabawa? Bo chyba nie praca. No tak, jakaż ona jest, ta istota, oto jest pytanie. „Homo ludens” Johana Huizingi to kolejna z tych nadziewanych tabliczek czekolady, pochłaniana niegdyś przeze mnie… przed wiekami niemal…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz