Dzień deszczowy to i ludzi w markecie
mało. W tej przytulnej pustości myśl się pojawia, że wszelkie zło od ludzi
pochodzi. Po drodze do domu rozciągam tę myśl w różne strony – nie tylko złem
bliźni nas obdarowuje, nie tylko od człowieka owo zło… Zaraz jednak o tym złu
„nie od człowieka” rozmyślam, czyli czy takie jest, czy jakieś zjawisko
pozaludzkie można złem nazwać. Czy drapieżnik upolowawszy swoją ofiarę jest
zły? Czy wszelkie kataklizmy są złe? Czy można mówić o złu w przyrodzie? Czy
pogoda może być zła lub dobra?
Ze „Słownika
filozoficznego za dychę”:
(…) według św. Augustyna zło pochodzi od człowieka,
uosabia wszystko to, co w człowieku niedoskonałe… zdaniem Fichtego to bierność,
brak działania, niezdolność do czynu.
A co – chwytając się teraz słów o
Fichtem – ze zbrodniarzami, choćby z Hitlerem i Stalinem? Nie byli wszak ani
bierni, ani niezdolni do czynu – świadczą o tym miliony ich ofiar.
Zdaniem Fichtego dobrem jest wszelkie wolne działanie,
złem zaś jego brak, bierne poddanie się zewnętrznej konieczności. Paradoksalnie
na tle tej wolnościowej etyki przedstawiała się jego polityczna doktryna
„zamkniętego państwa” wychwalająca narodowy szowinizm i gospodarczą autarkię (samowystarczalność gospodarczą),
przez co Fichtego zaliczono później do ideowych prekursorów narodowego socjalizmu.
(Jeżeli nie podaję źródła cytatu, pochodzi on z Internetu, najczęściej z
Wikipedii).
Ów margines. Michel Foucault,
„Filozofia Historia Polityka. Wybór pism”, rozdział „Szaleństwo i
społeczeństwo”:
Nie może istnieć społeczeństwo bez marginesu, albowiem
społeczeństwo odcina się zawsze od natury w taki sposób, iż pozostaje
reszta, osad, coś, co mu się wymyka. To właśnie na tych marginesach,
nieodzownych i nierozerwalnie związanych ze społeczeństwem, pojawi się
szaleniec.
„Ludzie
zboczeńcy” Floriana Znanieckiego się przypominają, przy czym u niego o
zboczenie w zupełnie innym sensie szło niż teraz powszechnie znaczenie
tego słowa się przyjmuje.
Człowiek
zboczeniec – jedna z kategorii typologicznych osobowości społecznej Floriana
Znanieckiego określająca osoby, które nie podpadały pod żaden z innych typów
osobowości w jego koncepcji, tj. ludzi dobrze wychowanych, ludzi pracy czy
ludzi zabawy, a które odchylają się od normalności, pełniąc nieodpowiednie dla
siebie role. W koncepcji Znanieckiego wyróżnione zostały w tej kategorii dwa
podtypy: zboczeniec nadnormalny i zboczeniec podnormalny.
Do zboczeńców nadnormalnych Znaniecki zaliczył m.in.
Kartezjusza, Józefa Piłsudskiego, Adama Mickiewicza, Immanuela Kanta czy
Mussoliniego.
Margines… A może, jeżeli
społeczeństwo odcięło się od natury, to raczej ono jest marginesem? Marginesem
natury? Jednak chyba nie, wszak człowiek, podobnie jak inne stadne gatunki, bez
stada by nie zaistniał. A więc od jakiej „natury” odcięło się to nasze ludzkie
społeczeństwo, jeżeli ono samo w sobie jest nierozerwalną częścią natury?
Pogrzeb. Jakieś ludy gdzieś
kiedyś tańczyły podczas pochówków. Ale bez względu na oprawę i tak każdy w
sobie po swojemu takie sytuacje przetrawia, wszak pogrzeby są głównie dla tych,
którzy przy życiu pozostali. Najistotniejsze jest chyba to, jak było za życia
tej osoby, na której pogrzebie się jest, jakie były nasze z nią układy. Każdy
taki fakt to oddzielna, różna od innych historia... „Nie ma dwóch tych samych
pocałunków, dwóch tych samych spojrzeń w oczy”… Wszystko, co żywe, jest różne. Przedmioty mogą być podobne,
jednak w powiązaniu z człowiekiem różną mogą mieć historię, bo w tego
człowieka wplecioną... Ale jeżeli traktuje się np. ludzi jak przedmioty, to
wtedy tak, wtedy są ci ludzie masą, jednakże ten, który otoczenie tak właśnie
(masowo) traktuje uważa się z kolei za coś jedynego, wyjątkowego.
„Margines życia” – tak określana
ta jego strona w sumie solą życia jest. Przyzwyczailiśmy się, że wszelkie
obowiązki, że ten nasz codzienny kierat czymś normalnym jest, a „na marginesie”
coś tam sobie dłubiemy, na coś czas wyłuskany poświęcamy (hobby itp.), a to
przecież często najważniejsze dla nas chwile są. Wtłoczono nam niemal z mlekiem
matki, że żyjemy dla jakichś tam wzniosłych celów, wedle zasad, norm... Chyba
jedynie niemowlęta mają to wszystko głęboko w d… Przejmują się jedynie sobą,
całymi sobą się sobą przejmują i już! Jedyny prawdziwie szczęśliwy okres,
chociaż trzeba przyznać, że i tragiczny, gdy trzeba wrzeszczeć, że/bo czegoś
akurat brak... Tak, taki super niemowlęcy egoizm to niełatwa sprawa – czegoś
brakuje i świat się wali.
Jakże często wybuchy dziecięcej fantazji usidlane są przez dorosłych.
Sprowadzane są dzieci na ziemię, pragmatycznie ustawiane przez dorosłych do
życia, dorosłych nierozumiejących praw rządzących umysłami i duszami dzieci.
Jak o tym pisał Piaget?
...choć
samo dziecko jako takie budzi ogromne zainteresowanie, dochodzi do tego fakt,
że dziecko wyjaśnia człowieka dorosłego co najmniej tak samo, a często
bardziej, niż dorosły objaśnia dziecko. Chociaż bowiem dorosły kształci dziecko
przez liczne przekazy społeczne, to każdy dorosły – nawet jeśli jest twórcą –
rozpoczynał jednak od tego, że był dzieckiem, i to zarówno w czasach
przedhistorycznych, jak i dzisiaj.
Jean Piaget, Barbel Inhelder, „Psychologia dziecka”
Jakże często dorosły zapomina, że
dziecięciem był. A mimo to owa bezgraniczna, swobodna wyobraźnia w niektórych
dorosłych pozostaje, no i dzięki temu te wszystkie wynalazki, loty kosmiczne
itd. Dzięki garstce uczonych, którzy nakręcają postęp cywilizacji. Reszta zaś –
zapewne 99,9% – to ogon, to my zwykli zjadacze chleba,
którzy na przykład pozostawieni samym sobie w jakimś innym świecie z bólem zęba
byśmy sobie nie poradzili; korzonkami i pędrakami byśmy się odżywiali,
porządnego łuku czy dzidy do polowania na grubszego zwierza, ba, nawet wnyków
na mniejszego nie potrafilibyśmy zrobić. Zanim uzbieralibyśmy nieco doświadczeń,
już byśmy pomarli. Owe 99,9% stało się silne w gębach – samych siebie podnosząc
na duchu, innych niszcząc… A gdyby tak wysłać te wszystkie nasze cztery władze
na jakąś bezludną wyspę, gdzie nie gębowaniem musieliby o przetrwanie walczyć
lecz rękami z zakasanymi rękawami. I film z ukrytej kamery nakręcić – byłoby to
zapewne tragiczniejsze niż przeżycia bohaterów książki/filmu „Władca much”.
Powieść Goldinga opisuje mechanizmy społeczne,
pokazuje degradację wartości, która umożliwia narodziny tyranii. Proces ten
czytelnik obserwuje na przykładzie mikrokosmosu, jakim jest wyspa. Starsi
chłopcy reprezentują tu klasę rządzącą, podzieloną na różne frakcje. Maluchy to
społeczeństwo, które staje się kartą przetargową w sporach elit.
Już niekoniecznie cztery władze bym na tę wyspę wysyłał, lecz na
początek jedynie cały nasz Sejm. Ciekawe, w jakiej kolejności zaczęliby wymierać,
jakie kliki zaczęłyby się tworzyć, co by jedli, w jakich okryciach by
chodzili. A jeśli nie na wyspę, to do jakiejś leśnej głuszy na chociażby 2-3 miesiące
– do szkoły przetrwania, i na przykład zimą.
Jednak nie trzeba aż na te stołkowe wysokości trzeba patrzeć, bo
wystarczy porozglądać się, czy nawet jedynie wzroku nie odwracać, aby stada
takich gębaczów dojrzeć. Zacząć by
można już od przyglądania się dzieciakom w piaskownicy, aby jak na dłoni mieć
wpojone im w domu wartości (niewartości). Między cztery ściany można by zajrzeć
na te pola bitew toczone przez żony, mężów, dzieci, babcie, dziadków, ciotki,
wujków. Tam dopiero mogą rozgrywać się niezłe gębojatki!
„Nastawienia”. Teraz już nie nad gębaczami
się zastanawiam, ale nad tym, czy ja przypadkiem/nie-przypadkiem jakieś
nieuzasadnione uprzedzenia mam wobec człowieka, tak przecież bardzo dumnie
brzmiącego. Ale czy jeśli wdepnę w błoto, jeśli poślizgnę się i w kałużę
klapnę, i o tym komuś wspomnę, to czy
znaczyć to ma, że na deszcz narzekam czy na nieodpowiednie obuwie lub na moją
niezdarność, lub na cokolwiek innego? Czy znaczyć to musi, że sfrustrowany narzekaniec jestem, pesymista do kwadratu,
czy nawet do jeszcze wyższej potęgi? Czy jeżeli o tym czasem głośniej napomknę,
znaczyć to ma, że jak naburmuszona panienka się zachowuję lub ta baletnica,
której rąbek spódnicy przeszkadza? Nic bardziej błędnego! Gdy o pewnych
zaszłościach sobie myślę, gdy relację spokojną z otaczającej mnie
rzeczywistości, ale także z mojej wewnętrznej, płodzę i tą relacją z kimś się
dzielę, nie oznacza to zaraz, że to pospolitym maruderstwem z mojej strony być
musi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz