niedziela, 19 listopada 2017

Margines życia?

Dzień deszczowy to i ludzi w markecie mało. W tej przytulnej pustości myśl się pojawia, że wszelkie zło od ludzi pochodzi. Po drodze do domu rozciągam tę myśl w różne strony – nie tylko złem bliźni nas obdarowuje, nie tylko od człowieka owo zło… Zaraz jednak o tym złu „nie od człowieka” rozmyślam, czyli czy takie jest, czy jakieś zjawisko pozaludzkie można złem nazwać. Czy drapieżnik upolowawszy swoją ofiarę jest zły? Czy wszelkie kataklizmy są złe? Czy można mówić o złu w przyrodzie? Czy pogoda może być zła lub dobra?
Ze „Słownika filozoficznego za dychę”:
(…) według św. Augustyna zło pochodzi od człowieka, uosabia wszystko to, co w człowieku niedoskonałe… zdaniem Fichtego to bierność, brak działania, niezdolność do czynu.

A co – chwytając się teraz słów o Fichtem – ze zbrodniarzami, choćby z Hitlerem i Stalinem? Nie byli wszak ani bierni, ani niezdolni do czynu – świadczą o tym miliony ich ofiar.

Zdaniem Fichtego dobrem jest wszelkie wolne działanie, złem zaś jego brak, bierne poddanie się zewnętrznej konieczności. Paradoksalnie na tle tej wolnościowej etyki przedstawiała się jego polityczna doktryna „zamkniętego państwa” wychwalająca narodowy szowinizm i gospodarczą autarkię (samowystarczalność gospodarczą), przez co Fichtego zaliczono później do ideowych prekursorów narodowego socjalizmu.
(Jeżeli nie podaję źródła cytatu, pochodzi on z Internetu, najczęściej z Wikipedii).

Ów margines. Michel Foucault, „Filozofia Historia Polityka. Wybór pism”, rozdział „Szaleństwo i społeczeństwo”:

Nie może istnieć społeczeństwo bez marginesu, albowiem społeczeństwo odcina się zawsze od natury w taki sposób, iż pozostaje reszta, osad, coś, co mu się wymyka. To właśnie na tych marginesach, nieodzownych i nierozerwalnie związanych ze społeczeństwem, pojawi się szaleniec.

„Ludzie zboczeńcy” Floriana Znanieckiego się przypominają, przy czym u niego o zboczenie w zupełnie innym sensie szło niż teraz powszechnie znaczenie tego słowa się przyjmuje.

Człowiek zboczeniec – jedna z kategorii typologicznych osobowości społecznej Floriana Znanieckiego określająca osoby, które nie podpadały pod żaden z innych typów osobowości w jego koncepcji, tj. ludzi dobrze wychowanych, ludzi pracy czy ludzi zabawy, a które odchylają się od normalności, pełniąc nieodpowiednie dla siebie role. W koncepcji Znanieckiego wyróżnione zostały w tej kategorii dwa podtypy: zboczeniec nadnormalny i zboczeniec podnormalny.
Do zboczeńców nadnormalnych Znaniecki zaliczył m.in. Kartezjusza, Józefa Piłsudskiego, Adama Mickiewicza, Immanuela Kanta czy Mussoliniego.

Margines… A może, jeżeli społeczeństwo odcięło się od natury, to raczej ono jest marginesem? Marginesem natury? Jednak chyba nie, wszak człowiek, podobnie jak inne stadne gatunki, bez stada by nie zaistniał. A więc od jakiej „natury” odcięło się to nasze ludzkie społeczeństwo, jeżeli ono samo w sobie jest nierozerwalną częścią natury?
Pogrzeb. Jakieś ludy gdzieś kiedyś tańczyły podczas pochówków. Ale bez względu na oprawę i tak każdy w sobie po swojemu takie sytuacje przetrawia, wszak pogrzeby są głównie dla tych, którzy przy życiu pozostali. Najistotniejsze jest chyba to, jak było za życia tej osoby, na której pogrzebie się jest, jakie były nasze z nią układy. Każdy taki fakt to oddzielna, różna od innych historia... „Nie ma dwóch tych samych pocałunków, dwóch tych samych spojrzeń w oczy”Wszystko, co żywe, jest różne. Przedmioty mogą być podobne, jednak w powiązaniu z człowiekiem różną mogą mieć historię, bo w tego człowieka wplecioną... Ale jeżeli traktuje się np. ludzi jak przedmioty, to wtedy tak, wtedy są ci ludzie masą, jednakże ten, który otoczenie tak właśnie (masowo) traktuje uważa się z kolei za coś jedynego, wyjątkowego.

„Margines życia” – tak określana ta jego strona w sumie solą życia jest. Przyzwyczailiśmy się, że wszelkie obowiązki, że ten nasz codzienny kierat czymś normalnym jest, a „na marginesie” coś tam sobie dłubiemy, na coś czas wyłuskany poświęcamy (hobby itp.), a to przecież często najważniejsze dla nas chwile są. Wtłoczono nam niemal z mlekiem matki, że żyjemy dla jakichś tam wzniosłych celów, wedle zasad, norm... Chyba jedynie niemowlęta mają to wszystko głęboko w d… Przejmują się jedynie sobą, całymi sobą się sobą przejmują i już! Jedyny prawdziwie szczęśliwy okres, chociaż trzeba przyznać, że i tragiczny, gdy trzeba wrzeszczeć, że/bo czegoś akurat brak... Tak, taki super niemowlęcy egoizm to niełatwa sprawa – czegoś brakuje i świat się wali.
Jakże często wybuchy dziecięcej fantazji usidlane są przez dorosłych. Sprowadzane są dzieci na ziemię, pragmatycznie ustawiane przez dorosłych do życia, dorosłych nierozumiejących praw rządzących umysłami i duszami dzieci.

Jak o tym pisał Piaget?

...choć samo dziecko jako takie budzi ogromne zainteresowanie, dochodzi do tego fakt, że dziecko wyjaśnia człowieka dorosłego co najmniej tak samo, a często bardziej, niż dorosły objaśnia dziecko. Chociaż bowiem dorosły kształci dziecko przez liczne przekazy społeczne, to każdy dorosły – nawet jeśli jest twórcą – rozpoczynał jednak od tego, że był dzieckiem, i to zarówno w czasach przedhistorycznych, jak i dzisiaj.
Jean Piaget, Barbel Inhelder, „Psychologia dziecka”

Jakże często dorosły zapomina, że dziecięciem był. A mimo to owa bezgraniczna, swobodna wyobraźnia w niektórych dorosłych pozostaje, no i dzięki temu te wszystkie wynalazki, loty kosmiczne itd. Dzięki garstce uczonych, którzy nakręcają postęp cywilizacji. Reszta zaś – zapewne 99,9% – to ogon, to my zwykli zjadacze chleba, którzy na przykład pozostawieni samym sobie w jakimś innym świecie z bólem zęba byśmy sobie nie poradzili; korzonkami i pędrakami byśmy się odżywiali, porządnego łuku czy dzidy do polowania na grubszego zwierza, ba, nawet wnyków na mniejszego nie potrafilibyśmy zrobić. Zanim uzbieralibyśmy nieco doświadczeń, już byśmy pomarli. Owe 99,9% stało się silne w gębach – samych siebie podnosząc na duchu, innych niszcząc… A gdyby tak wysłać te wszystkie nasze cztery władze na jakąś bezludną wyspę, gdzie nie gębowaniem musieliby o przetrwanie walczyć lecz rękami z zakasanymi rękawami. I film z ukrytej kamery nakręcić – byłoby to zapewne tragiczniejsze niż przeżycia bohaterów książki/filmu „Władca much”.

Powieść Goldinga opisuje mechanizmy społeczne, pokazuje degradację wartości, która umożliwia narodziny tyranii. Proces ten czytelnik obserwuje na przykładzie mikrokosmosu, jakim jest wyspa. Starsi chłopcy reprezentują tu klasę rządzącą, podzieloną na różne frakcje. Maluchy to społeczeństwo, które staje się kartą przetargową w sporach elit.

Już niekoniecznie cztery władze bym na tę wyspę wysyłał, lecz na początek jedynie cały nasz Sejm. Ciekawe, w jakiej kolejności zaczęliby wymierać, jakie kliki zaczęłyby się tworzyć, co by jedli, w jakich okryciach by chodzili. A jeśli nie na wyspę, to do jakiejś leśnej głuszy na chociażby 2-3 miesiące – do szkoły przetrwania, i na przykład zimą.
Jednak nie trzeba aż na te stołkowe wysokości trzeba patrzeć, bo wystarczy porozglądać się, czy nawet jedynie wzroku nie odwracać, aby stada takich gębaczów dojrzeć. Zacząć by można już od przyglądania się dzieciakom w piaskownicy, aby jak na dłoni mieć wpojone im w domu wartości (niewartości). Między cztery ściany można by zajrzeć na te pola bitew toczone przez żony, mężów, dzieci, babcie, dziadków, ciotki, wujków. Tam dopiero mogą rozgrywać się niezłe gębojatki!

„Nastawienia”. Teraz już nie nad gębaczami się zastanawiam, ale nad tym, czy ja przypadkiem/nie-przypadkiem jakieś nieuzasadnione uprzedzenia mam wobec człowieka, tak przecież bardzo dumnie brzmiącego. Ale czy jeśli wdepnę w błoto, jeśli poślizgnę się i w kałużę klapnę, i o tym komuś wspomnę, to czy znaczyć to ma, że na deszcz narzekam czy na nieodpowiednie obuwie lub na moją niezdarność, lub na cokolwiek innego? Czy znaczyć to musi, że sfrustrowany narzekaniec jestem, pesymista do kwadratu, czy nawet do jeszcze wyższej potęgi? Czy jeżeli o tym czasem głośniej napomknę, znaczyć to ma, że jak naburmuszona panienka się zachowuję lub ta baletnica, której rąbek spódnicy przeszkadza? Nic bardziej błędnego! Gdy o pewnych zaszłościach sobie myślę, gdy relację spokojną z otaczającej mnie rzeczywistości, ale także z mojej wewnętrznej, płodzę i tą relacją z kimś się dzielę, nie oznacza to zaraz, że to pospolitym maruderstwem z mojej strony być musi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz