czwartek, 16 listopada 2017

Najważniejsza jest dla mnie ta chwila o świcie


kamień w Sopocie
Poranek. Przypomina się „ta chwila o świcie” Czesława Miłosza.
Każdy ma swój świt, swoje chwile o świcie – mnie kręci akurat to, że ten świat, cała dookolność jeszcze się dzieje. Po przebudzeniu i wstaniu rankiem wyglądam przez okno i krzyczę w myślach radośnie: „jakiż piękny jest ten świat! perpetuum mobile!
Pomimo, że schody codzienności bywają kręte i wysokie, to taki emocjonalny „kop” z rana dobrze robi, pobudza, ożywia, może nawet i uodparnia na trudności wędrówki przez dzień, który akurat nastał.
Drosophila melanogaster – zwykła muszka owocowa, ja jednak pamiętam jej łacińską nazwę. Ta muszka poważnie zasłużyła się w genetyce jako królik doświadczalny. Natrętna do potęgi. Pojawia się i znika. Nie zdążam jej się przyjrzeć, więc może to nie drosophila?
W sieci natykam się na artykuł: „Zapach jedzenia skraca życie muszek owocowych”:
„Muszki owocówki żyją przeważnie ok. 60 dni, te [zmutowane, nie odczuwające dobrze zapachów] ponad 80 dni. Ponadto, muszki niezdolne do odczuwania zapachów były bardziej odporne na stresujące warunki zewnętrzne.”
*
Wyjście do sklepu po zakupy, ale głównie chyba po to, aby atmosferę, środowisko (mieszkanie) dla umysłu chociaż na chwilę zmienić. Nie idę jedynie po coś, lecz idąc po coś, sobie dumam. Trudno być bezczynnym podczas takiego spaceru. Myśli nie służki, przychodzą kiedy chcą, poza tym są mile widziane. Po drodze ze sklepu do książki „Mieć i być” Gabriela Marcela pomknęły:
„Przed chwilą podczas cudownego spaceru nad Zermatt przemyślałem ponownie bardzo dokładnie istotną zmienność przeszłości.”
Zostawiam spacer, ową sprzyjającą dla rozmyślań okoliczność. Na którejś z kolejnych kartek książki (cały czas w rozdziale o „Posiadaniu”):
„...to, co posiadamy, nas pochłania. Metafizyczne korzenie potrzeby zachowania. Może łączy się to z tym, co kiedy indziej pisałem o alienacji. Własne „ja” wciela się w rzecz posiadaną; więcej jeszcze, może własne „ja” jest tam tylko, gdzie jest posiadanie. Zniknięcie własnego „ja” w akcie, w jakimkolwiek tworzeniu???. Jak się zdaje, pojawia się ono ponownie dopiero wtedy, gdy twórczość ustaje.”
Mawiają biegli w mowie i piśmie o konieczności wychodzenia ponad/poza swoje „ja”. Co to jest za „twór”, to JA? Z cytatu wynika, że właśnie podczas aktu tworzenia „ja” może znikać, przestać się liczyć. Ktoś inny powiada, że „ja” realizuje się właśnie w twórczości. Zapisuję więc sobie w stylu Marcela: zgłębić pojęcie „ja”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz