piątek, 8 grudnia 2017

Nie-literatura

Jednogłośnie! Bez głosu sprzeciwu, jednym jedynym moim głosem ustalono, że w tym miejscu od czasu do czasu, czyli nie w jakimś przedziale czasowym ciągle, lecz w tym przedziale sporadycznie, a właściwie jeden raz (drugi raz w następnym przedziale), zamieszczę relacje z jakichś myśli za pomocą słów, takie w zasadzie niby pozbawione sensu, jednak w innych miejscach i sytuacjach, w kontaktach z innymi ludźmi po prostu z różnych względów niepasujące. Tutaj pozbawione ładu i składu, myśli przewodniej, chaotycznie podane, w jakiś sposób będą do siebie pasować, ale dzięki temu przede wszystkim, że niczym puzzle wyrzucone z pudełka dopiero po ułożeniu jakiś wyraźniejszy obrazek wyłonić mogą (ale nie muszą).

Samo słowo „jednogłośnie” raczej niechlubną tradycję przypomina. Hasła, slogany… Taki na przykład plakat przedwyborczy, ale już z teraźniejszości, z olbrzymim zdjęciem panienki-kandydatki i z hasłem: „Żadne hasło nie zastąpi silnej gospodarki” – hasło negujące hasło.
Albo jakiś dalekowschodni mędrzec przestrzega przed uznawaniem różnorodnych autorytetów. – Krytycznie wobec autorytetów! – poucza, radzi, jedyny w tym momencie autorytet.

Według definicji w słowniku literatura to:

1. «powieści, dramaty, wiersze itp. mające wartość artystyczną»,
2. «książki i artykuły z zakresu jakiejś nauki, specjalności»,
grafomania to:
1. «pisanie utworów literackich przez osoby pozbawione talentu»
2. «bezwartościowe utwory literackie»

Tak więc pisanki na marginesie nie mają nic wspólnego z literaturą, nie pretendują do miana utworów literackich, a zatem nie można ich zaliczyć do grafomanii. Są zwyczajnie, najzwyczajniej czymś innym niż tzw. literatura. Oczywiście w jakąś formę jest takie pisankowanie przyobleczone, ale chyba jedynie w takim stopniu, w jakim, na przykład, spontanicznie wykrzykiwane słowa stanowią formę wyrażania emocji, będąc zarazem czymś dalekim od recytowania jakiegoś literackiego tekstu. Charlie Chaplin, gdy dźwięk do filmu wkroczył, wyrazić się miał mniej więcej w ten sposób, że film umrze, ponieważ głos zacznie wypierać mowę ciała, która tym samym zejdzie na plan dalszy, która przez słowo zostanie wyparta. Film nie umarł, lecz bardzo często i coraz częściej uśmierca mowę, jej sens i piękno. W komediach podpowiada się widzowi, kiedy ma się śmiać, podkładając nagrane wcześniej skrzeczące śmiechy na wypadek, gdyby sam widz nie zauważał powodów do śmiechu – powodów, których najczęściej brak.

W TV o kulturze było, wypowiadał się m.in. Andrzej Seweryn o wchodzącym na deski teatru „Królu Learze”. O reżyserze (Jacques Lassalle) padło kilka słów, o jego stosunku do słów tekstu – tekst to nie tylko słowa, także tonacja głosu, spojrzenie… Wiadomo niby, lecz szło głównie o głębię słowa, o jego zrozumienie przez reżysera, potem przez aktora, no i wreszcie przez widza.
W teatrze słowo samo w sobie jest mało warte, gdyż źle wydeklamowane jedynie spalić daną rolę może – także sztukę całą zarazem, także deklamacza.

Ale taki np. teatr: w zamiarze reżysera aktorzy deklamują, palą role – istna akademia uroczysta z tego się robi, jak onegdaj, gdy uczniowie w szkołach podczas ważnej rocznicowej akademii wiersze podniośle recytowali. Lecz przebiegły reżyser wie, co robi, co zamierza – aktorzy także to wiedzą, bo jakżeby inaczej. Tak więc brać aktorska gra jak powyżej, czyli dobrze gra źle graną sztukę. Publika – czy tego chce czy nie – brawa bije, bo tak wypada, bo czymże byłby teatr bez oklasków. Spektakl trwa, aktorzy zmysły wytężają, nastroje widzów odczytują. I oczekują reakcji widzów, ale jedynej w takim przypadku możliwej, czyli dezaprobaty, nawet gwizdów... A niech tam! Nawet rzucania garderobą w aktorów, nawet fotelami. I jeśli tak się stanie, wówczas brać aktorska brawa publiczności bije w nagrodę, że ta na kiczu się poznała. Ale nie, nic z tego! Brawa trwają i trwają – czy to jako wynik owej przyzwoitości, czy może zachwytów, albo ulgi, że spektakl się skończył… Nie wie nikt. No i teraz otrzyma publika od aktorów odpowiednią zapłatę! Posypią się na nią gromy ze sceny, kawałki dekoracji, eksponaty, a wszystko za to, że przyzwolenie na marnotę dała, że na niej się nie poznała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz