wtorek, 3 lutego 2015

nawrót niewstydu płciowości


Słoneczny poranek. Na zachodzie, ponad lasami, błękitno-białochmurność, łaciatość. „Niepodobność” dni, np. skrajność stanów pogody, nie musi oznaczać drastycznej zmienności nastrojów. Można mieć dół za dołem, depresję, albo wzloty i uniesienia – jednak to samo nie znaczy tak samo. Każdego dnia zarówno zachwyt, jak i rozpacz mogą mieć inny smak. Czy zawsze? Tu można – jak robię to teraz – sobie gdybać, „wiersze pisać”, tworzyć teorie… Też właśnie w zależności od nastroju w danej chwili. Ale, z kolei, jakiś określony kierunek myślenia, „kierunek emocjonalny” pozostaje. Czy to w złości, czy w radości – nasze enigmatyczne „ja” pozostaje niezmienne.

Wydumałem słowo dla określenia przemyśleń/rozmyślań, które nachodzą mnie w związku z odwiedzinami w „Domu” powszechnie kojarzonym z „domem pogodnej starości”. Owo wydumane słowo to niewstyd, a w ślad za nim „nawrót niewstydu” – nie mylić z „powrotem do niewstydu. W przypadku niewstydu nie wraca się do niego świadomie, z wyboru, lecz to on, ów niewstyd zjawia się jakby niezależnie od nas. Istniejące słowo „bezwstyd” odbieram jako coś innego, dlatego wystrugałem ten niewstyd.

Wstęp wyszedł nieco zakręcony, ale tak bywa (u mnie) w przypadku wątków o głęboko skrytych dnach. „Jednym słowem”, a więc w kilku lakonicznych zdaniach, trudno jest myśli nawet chociażby zatytułować, podać tak jak np. w restauracyjnym menu nazwę „potrawy”. Ino ten niewstyd przychodzi mi na myśl. Ale to i tak jest za słabe określenie. Być może nawet nieodpowiednie czy niewłaściwe. Słowo, niekoniecznie wydziwione, bo także nawet każde „najpotoczniejsze”, skierowuje odbiorcę tego słowa na pewien tor myślenia, lecz niekoniecznie na ten tor, z jakim używający tego słowa (czyli teraz ja) sobie to słowo skojarzył, sobie sytuację w słowo przybrał, przystroił. Weźmy tę „miłość” czy „nienawiść”, o których wszyscy wszystko wiedzą – a jednak każdy w worku doświadczeń dźwiga inny sens tych słów.

Ten niewstyd. Dotyczy i kobiet i mężczyzn. Chociaż przede wszystkim w związku z widokiem kobiet w owym „Domu” mi się pojawił. Najpierw refleksja dotyczyła kobiet, a dopiero po czasie dotarło do mnie, że przecież i do przebywających tam mężczyzn to się odnosi. Nie zapominam, nie, nie zapominam o tym, że jest to odczucie obserwatora, czyli że mogą to być takie sobie wydumania. Może jednak chociaż troszkę drasnę nimi zjawisko – niech na razie tak pozostanie – niewstydu.

Chodzi o ową płeć, płciowość… o atrybut płciowości… o ten „rynsztunek… o to „coś”, co „trzęsie posadami świata”. Na chwilę powiążę to ze słowem seks. Czyli nie o jego fizjologiczność czy mechaniczność teraz chodzi, lecz – mówiąc wprost – o różnorodne manipulacje za jego pomocą.

Jednak mówiąc o „powrocie” muszę spróbować dotrzeć do momentu, w którym ów niewstyd był na porządku dziennym, czyli zanim atrybut płciowości doszedł do władzy. Oczywiście o pojedynczego człowieka idzie, nie zaś o jakieś prądy, kierunki, filozofie itp. Będzie to okres dzieciństwa do jakiegoś momentu, czyli chyba do takiego, od którego dziecko „samo z siebie”, a może w wyniku przyjętych norm otoczenia, zaczyna zakrywać swoje „wdzięki”. Na przykład mała dziewczynka zakładająca stanik na swoje ledwo widoczne „piegi”, czy zasłaniająca je dłońmi, okraszając to konglomeratem min, póz i wygibasów ciała niby to mających świadczyć o wstydzie, ale w rzeczywistości mających na celu dumne podkreślanie własnej płciowości. Nie wiedząc jeszcze „po co to ma” już tym gra.

No i przychodzi czas w postaci ekstremalnego zjawiska, wywołanego głównie powaleniem przez chorobę, gdy żadne „gierki” nie wchodzą już w grę. Płciowość staje się zwyczajnym ciałem, ale nadzwyczajnie zdegradowanym znaczeniowo. Jest częścią ciała, które „wyłożone jak na tacy” wymaga podtarcia, obmycia, wysmarowania maścią leczniczą.
*
Przypadkiem wpada mi do ręki „Newsweek”. Są podsumowania roku „z różnej beczki”. Dowiaduję się o bardzo znanej amerykańskiej celebrytce, modelce, aktorce i bizneswoman w jednej osobie. Ponoć „szaleje” jej postać, ale i ona sama, w Internecie, a szczególnie jej wybujałe pośladki.

I niech zjawisko to posłuży tutaj za pewnego rodzaju puentę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz