Kobieta też
człowiek, więc moje oczekiwania wobec kobiety ludzkie są. Nie ma
usprawiedliwień, żadnych usprawiedliwień typu słaba płeć, puch marny, zmienna
jest itd. Podobnie, gdy chodzi o facetów, ci przecież także tę naszą wspólną
bandę krwiożerców tworzą. Bo człowiek to krwiożerca. W książce Filozof i wilk pisze Mark Rowlands, że
nasza inteligencja głównie na usługach jedynej najważniejszej strategii
życiowej jest, czyli jak oszukać bliźniego i jak nie dać się oszukać. Małpy i
człowiek, czyli naczelne, to mistrzowie w oszustwie, wilk zaś oszukiwać nie
potrafi. I teraz nie wiem, co znaczy „ludzkie”, czy ono bliższe małpiej czy
wilczej natury jest. http://lubimyczytac.pl/ksiazka/79488/filozof-i-wilk-czego-moze-nas-nauczyc-dzikosc-o-milosci-smierci-i-szczesciu
Czy mi jakaś
porządnie na odcisk nadepnęła w życiu czy nie – nie o to idzie. Nie wilkiem
człowiek człowiekowi, a co najzwyżej małpą, która jednak i tak w oszustwach, w
ilości strategii oszustw do pięt człowiekowi nie dorasta. Na szczęście z
pewnych „przywar” młodzieńczości już się wyleczyłem, czyli z pewnych ideałów,
które skądś w człeku za młodu, za dziecka się biorą. Jak z tymi bajkami dla
dzieci marzących o księżniczkach, o księciu na białym koniu lub tym podobnych,
czyli o wydumanych sielankach życiowych, sielankach psychicznych. Dopiero wiele
lat po tym moim ozdrowieniu (wyleczeniu) natknąłem się na ciekawy
cytat z Ciorana: Kiedy wychodzę na ulicę,
pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to – eksterminacja, czyli jeno
potwierdziły się wnioski moich doświadczeń, z obserwacji życia, jednak owa
eksterminacja do głowy nie przychodziła. I niekoniecznie na wielkie świństwa
musiałem się napatrzeć, także żadnych szykan ze strony innych wobec mnie nie
musiałem doświadczyć… Jak z tym wierzchołkiem góry lodowej… albo jak z
Cuvier’em, który na podstawie jednej kostki szkieletu potrafił wydedukować obraz
całego szkieletu, nawet ciała pokrytego skórą zwierzęcia dawno wymarłego.
Podobnie i tu, czyli wśród żywych – wśród pobratymców (jakie ładne słowo),
bliźnich (też ładne) – wystarczą drobne, ledwo uchwytne, często skrywane (oszukiwane)
gesty, zachowania (fałszywe), aby zorientować się, co w człowieczej skórze (jak
w trawie) piszczy, czyli pod nią, czyli jaka dusza w człeku się skrywa. Czy
jest to rezygnacja z mojej strony z jakichś wyższych wartości? Gdyby tak, to
gryzłbym się, zamęczał, bo i tak ideał siedziałby we mnie korzeniami… Wyleczyć
się nie znaczy zrezygnować, a potem i tak cierpieć, że się tego czegoś z czego
się zrezygnowało nie ma. Nie. Wprawdzie proces to długi, ale nie do końca przypominać
musi leczenie chorego. To zmiana punktu, sposobu widzenia, czyli nie świat do
moich wyobrażeń staram się naginać i z nim walczyć, lecz prawie odwrotnie, bo o
dostrzeganie realiów idzie. Człowiek to często swołocz, cham, świnia, bandyta,
morderca… i nie o wyjątki czy mniejszość teraz idzie, lecz o jego (człowieka) potencjał.
Sobie do zabitego w grudniu ’70 kolegi pisałem 37 lat temu: jeszcześ nie zdążył stać się sobą, poznać
się z dobrem co w człowieku drzemie – tak przecież nas uczono. Jakie dobro
w człowieku? Kto mi tak za młodu nawciskał tych mądrości, że w tego dobrego
człowieka wierzyłem? Czy znaczy to, że teraz na każdym kroku widzę w każdym
obok mnie człowieku typa spod ciemnej gwiazdy, a w każdej kobiecie obłudnicę?
Nie, to byłoby uprzedzenie. Wprawdzie zasadne, ale w pojedynczych przypadkach
mogłoby okazać się niesprawiedliwe, bezpodstawne. Paradoks w jakimś sensie,
gdyż pomimo iż wiem, jacy potrafią być ludzie, jak sobie „pod czaszką”
kombinują aby drugiego wyprowadzić w pole, to jednak… tak, dopóki się nie
sparzę, nie za bardzo lubię dmuchać na zimne. Ten temat przerabiałem sobie także
np. podczas mojej ostatniej pracy w szkole. Wiadomo, że studenci, część z nich,
nawet może poważna część… a może niekoniecznie aż taka część… czyli że jakaś
część z nich chciałaby się prześlizgnąć, czegoś nie wykonać, dojść do celu
najniższym kosztem… i nie powiedziałbym, aby studentki okazywały w tym
względzie mniejszą wyobraźnię od studentów, mniejszy tupet, mniejszą
bezczelność. Studentkom raczej przyglądałem się z boku, czyli ich zajęciom z
moimi koleżankami prowadzącymi, bo ja miałem z chłopakami zajęcia, ale były
zajęcia wspólne dla grup, jakieś potem zaliczenia, których byłem świadkiem.
Gdybym
„przejechał się” na jakichś kombinacjach, na oszustwach skutecznych, czyli
student wyprowadziłby mnie w pole, albo chociażby jedynie by próbował, to czy
powinienem wobec następnych, czyli wobec pozostałych, od tego momentu
wprowadzać powszechną podejrzliwość, czyli karać ich już na wstępie, „na zaś”,
na zapas, bo a nuż któryś z nich chciałby mnie wykiwać?
W ciemności
podwórka dymkiem się raczyłem, niebo gwieździste… tak, ciemno było, bo księżyca
nie było widać, jeno czarna międzygwiezdna przestrzeń, miejscami białe
rozlewiska chmur… Tam, w ogródku myśli powróciły… „Myślowałem” sobie w ogródku:
więc jak? – pytałem podczas tego „myślowania” (analogicznie do pisankowania) –
jak to jest z tobą (do siebie się zwróciłem), okropni ci ludzie, bo
egoistyczni, samolubni, a nawet gdy altruistyczni to i tak w ostatecznym
rozrachunku dla własnej przyjemności ten altruizm wykorzystują, podstępni i co
tam jeszcze najgorszego, ty zaś (do siebie mówiłem, myślowałem) jednak jakieś
dobre wyobrażenie o ich możliwościach etycznych masz, bo jednak ich
krytykujesz, krytykujesz według… w odniesieniu do jakichś norm, norm podszytych
dobrem… bo jeśli człowiek podstępny jak małpa jest, do tego okrutny, bydlę,
świnia, to dlaczego mierzysz ich miarą dobra? Mówisz, że świnie podłe, a
oczekujesz od nich zachowań nieświńskich? No i teraz, w tym miejscu muszę się
nieco pozastanawiać, czyli o tym pomyśleć, czy nie jest to tak, jak by np. kazać
świni mówić ludzkim głosem; krowie aby rżała, koniowi aby robił muuu, beee albo
meee! A jeżeli przyjąć, że wszyscy mają swoje za uszami, to niby dlaczego
mieliby oczekiwać, żądać od innych, aby ci byli inni, czyli aby nie mieli czegoś
swojego za uszami?
13 października 2012
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz