czwartek, 13 marca 2014

kobieta też człowiek



Kobieta też człowiek, więc moje oczekiwania wobec kobiety ludzkie są. Nie ma usprawiedliwień, żadnych usprawiedliwień typu słaba płeć, puch marny, zmienna jest itd. Podobnie, gdy chodzi o facetów, ci przecież także tę naszą wspólną bandę krwiożerców tworzą. Bo człowiek to krwiożerca. W książce Filozof i wilk pisze Mark Rowlands, że nasza inteligencja głównie na usługach jedynej najważniejszej strategii życiowej jest, czyli jak oszukać bliźniego i jak nie dać się oszukać. Małpy i człowiek, czyli naczelne, to mistrzowie w oszustwie, wilk zaś oszukiwać nie potrafi. I teraz nie wiem, co znaczy „ludzkie”, czy ono bliższe małpiej czy wilczej natury jest. http://lubimyczytac.pl/ksiazka/79488/filozof-i-wilk-czego-moze-nas-nauczyc-dzikosc-o-milosci-smierci-i-szczesciu
Czy mi jakaś porządnie na odcisk nadepnęła w życiu czy nie – nie o to idzie. Nie wilkiem człowiek człowiekowi, a co najzwyżej małpą, która jednak i tak w oszustwach, w ilości strategii oszustw do pięt człowiekowi nie dorasta. Na szczęście z pewnych „przywar” młodzieńczości już się wyleczyłem, czyli z pewnych ideałów, które skądś w człeku za młodu, za dziecka się biorą. Jak z tymi bajkami dla dzieci marzących o księżniczkach, o księciu na białym koniu lub tym podobnych, czyli o wydumanych sielankach życiowych, sielankach psychicznych. Dopiero wiele lat po tym moim ozdrowieniu (wyleczeniu) natknąłem się na ciekawy cytat z Ciorana: Kiedy wychodzę na ulicę, pierwsze, co mi przychodzi do głowy, to – eksterminacja, czyli jeno potwierdziły się wnioski moich doświadczeń, z obserwacji życia, jednak owa eksterminacja do głowy nie przychodziła. I niekoniecznie na wielkie świństwa musiałem się napatrzeć, także żadnych szykan ze strony innych wobec mnie nie musiałem doświadczyć… Jak z tym wierzchołkiem góry lodowej… albo jak z Cuvier’em, który na podstawie jednej kostki szkieletu potrafił wydedukować obraz całego szkieletu, nawet ciała pokrytego skórą zwierzęcia dawno wymarłego. Podobnie i tu, czyli wśród żywych – wśród pobratymców (jakie ładne słowo), bliźnich (też ładne) – wystarczą drobne, ledwo uchwytne, często skrywane (oszukiwane) gesty, zachowania (fałszywe), aby zorientować się, co w człowieczej skórze (jak w trawie) piszczy, czyli pod nią, czyli jaka dusza w człeku się skrywa. Czy jest to rezygnacja z mojej strony z jakichś wyższych wartości? Gdyby tak, to gryzłbym się, zamęczał, bo i tak ideał siedziałby we mnie korzeniami… Wyleczyć się nie znaczy zrezygnować, a potem i tak cierpieć, że się tego czegoś z czego się zrezygnowało nie ma. Nie. Wprawdzie proces to długi, ale nie do końca przypominać musi leczenie chorego. To zmiana punktu, sposobu widzenia, czyli nie świat do moich wyobrażeń staram się naginać i z nim walczyć, lecz prawie odwrotnie, bo o dostrzeganie realiów idzie. Człowiek to często swołocz, cham, świnia, bandyta, morderca… i nie o wyjątki czy mniejszość teraz idzie, lecz o jego (człowieka) potencjał. Sobie do zabitego w grudniu ’70 kolegi pisałem 37 lat temu: jeszcześ nie zdążył stać się sobą, poznać się z dobrem co w człowieku drzemie – tak przecież nas uczono. Jakie dobro w człowieku? Kto mi tak za młodu nawciskał tych mądrości, że w tego dobrego człowieka wierzyłem? Czy znaczy to, że teraz na każdym kroku widzę w każdym obok mnie człowieku typa spod ciemnej gwiazdy, a w każdej kobiecie obłudnicę? Nie, to byłoby uprzedzenie. Wprawdzie zasadne, ale w pojedynczych przypadkach mogłoby okazać się niesprawiedliwe, bezpodstawne. Paradoks w jakimś sensie, gdyż pomimo iż wiem, jacy potrafią być ludzie, jak sobie „pod czaszką” kombinują aby drugiego wyprowadzić w pole, to jednak… tak, dopóki się nie sparzę, nie za bardzo lubię dmuchać na zimne. Ten temat przerabiałem sobie także np. podczas mojej ostatniej pracy w szkole. Wiadomo, że studenci, część z nich, nawet może poważna część… a może niekoniecznie aż taka część… czyli że jakaś część z nich chciałaby się prześlizgnąć, czegoś nie wykonać, dojść do celu najniższym kosztem… i nie powiedziałbym, aby studentki okazywały w tym względzie mniejszą wyobraźnię od studentów, mniejszy tupet, mniejszą bezczelność. Studentkom raczej przyglądałem się z boku, czyli ich zajęciom z moimi koleżankami prowadzącymi, bo ja miałem z chłopakami zajęcia, ale były zajęcia wspólne dla grup, jakieś potem zaliczenia, których byłem świadkiem.
Gdybym „przejechał się” na jakichś kombinacjach, na oszustwach skutecznych, czyli student wyprowadziłby mnie w pole, albo chociażby jedynie by próbował, to czy powinienem wobec następnych, czyli wobec pozostałych, od tego momentu wprowadzać powszechną podejrzliwość, czyli karać ich już na wstępie, „na zaś”, na zapas, bo a nuż któryś z nich chciałby mnie wykiwać?
W ciemności podwórka dymkiem się raczyłem, niebo gwieździste… tak, ciemno było, bo księżyca nie było widać, jeno czarna międzygwiezdna przestrzeń, miejscami białe rozlewiska chmur… Tam, w ogródku myśli powróciły… „Myślowałem” sobie w ogródku: więc jak? – pytałem podczas tego „myślowania” (analogicznie do pisankowania) – jak to jest z tobą (do siebie się zwróciłem), okropni ci ludzie, bo egoistyczni, samolubni, a nawet gdy altruistyczni to i tak w ostatecznym rozrachunku dla własnej przyjemności ten altruizm wykorzystują, podstępni i co tam jeszcze najgorszego, ty zaś (do siebie mówiłem, myślowałem) jednak jakieś dobre wyobrażenie o ich możliwościach etycznych masz, bo jednak ich krytykujesz, krytykujesz według… w odniesieniu do jakichś norm, norm podszytych dobrem… bo jeśli człowiek podstępny jak małpa jest, do tego okrutny, bydlę, świnia, to dlaczego mierzysz ich miarą dobra? Mówisz, że świnie podłe, a oczekujesz od nich zachowań nieświńskich? No i teraz, w tym miejscu muszę się nieco pozastanawiać, czyli o tym pomyśleć, czy nie jest to tak, jak by np. kazać świni mówić ludzkim głosem; krowie aby rżała, koniowi aby robił muuu, beee albo meee! A jeżeli przyjąć, że wszyscy mają swoje za uszami, to niby dlaczego mieliby oczekiwać, żądać od innych, aby ci byli inni, czyli aby nie mieli czegoś swojego za uszami?
13 października 2012

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz