niedziela, 8 grudnia 2019

Podkradanie się do myśli

Brenin to ten mieszaniec psa z wilkiem z książki Filozof i wilk Mark’a Rowlands’a. Autor wydaje się być normalnym facetem, żadnym typowym naukowcem w drucianych okularach na czubku nosa, z fajką w zębach, siwiejący i na dodatek dziwak. Boksował, grał w rugby, chlał, brał dziwki jak leciały, czyli wchodziły mu do łóżka. Potem, po okresie szaleństw przeniósł się do Irlandii (z USA), kupił na odludziu domek-szopę, aby wreszcie – jak napisał – pozbyć się odoru ludzi ze swoich nozdrzy.

Książka ma, w moim rozumieniu, charakter pisanki, czyli niby to o wilku jest, jednak zahacza o sprawy, które czasami wydają się człowiekowi ważne. O małpie w człowieku zapewne już  gdzieś napomykałem, czyli że w ich naturze oszustwo jest głęboko zakorzenione. Wilczą zaś naturę cechuje - według Autora - lojalność.

Lojalność – skąd ona, po co i na co?. Kto ją wymyślił, kto spowodował mącenie ludzkiej duszy, czyli podobnej do małpiej, która to dusza chce głównie oszukiwać innych oraz strzeże się, aby przez tych innych nie zostać oszukaną? To pasuje, owa lojalność, do człowieka jak szympansowi garnitur i melonik czy jazda na rowerze, czyli nie śmieszne to, a smutne, pokraczne, udziwnione. Z kolei człowiek myśli i pisze od wieków, od zarania myśli, czyli myśleniem się para, i pisze, że gatunek ludzki mógłby być dobry itp. Skąd znowu owo dobro? Rozeszły się drogi wilka i człowieka, czyli wilk poszedł drogą lojalności, człowiek wraz z małpami drogą oszustwa. Czy te sny o dobrej naturze człowieka to pozostałość natury wspólnego przodka wilka i człowieka? No tak, ale skąd w naturze owa lojalność? Przecież to jakby zaprzeczenie regułom twardej i bezwzględnej walki o byt. A może… a może jednak nie, może nie znamy wystarczająco praw natury, jeno żeśmy sobie poukładali w naszych mózgach różne wymyślone przez człowieka teorie na temat życia w ogóle, także życia stadnego, grupowego. Bo człowiek zjadł już wszystkie rozumy, czyli całą naturę opisał sobie tak jak mu wygodnie, jak mu pasuje, wedle człowieczej logiki myślenia. On przecież zawsze poustawia sobie teorie tak, aby wyszło na jego. Takie myślenie, tworzenie teorii wedle potrzeb funkcjonuje dookoła nas, znaczy naginamy teorie do naszych zachowań – czy to świństewek, czy wspaniałomyślności, bo jednak czasem, bardzo czasem, zdarzy się temu czy owemu nie postąpić po świńsku, a dokładniej to po małpiemu. Wypadek przy pracy?

Na te słowa-zdania o myślach się natknąłem, znaczy się do krótkiego rozdziału o nich dotarłem. Ucieszyło mnie. Kawałek bratniej duszy znalazłem w tym „kawał-chłopa”, który w młodości walkami bokserskimi zarabiał nieco funtów na życie, jako wykładowca filozofii grał w studenckiej drużynie rugby w USA, po meczu zaś balangował wraz z kompanami i chętnymi panienkami. Chłopaki młode, jurne, a jeżeli któryś po meczu wilka otrzymał, aby jako ze swoim paradować, wówczas żadna panienka szans nie miała, aby oprzeć się pokusie. Wilk stanowił skuteczną przynętę, co nie oznacza, że i bez tego wilka nie byłoby imprezek z panienkami.

Jego rozmyślań na temat jego własnych myśli nie będę relacjonował – niech przemówi sam Mark Rowlands. Niekrótki to fragment, ale trudno jest mi go „obciąć”:

Polowania Brenina bardziej niż cokolwiek innego przypominały mi o innej części mojego życia: filozofii. Ja podkradałem się nie do królików, ale do myśli. Brenin często podkradał się do królików, których nie udałoby mu się złapać. Ja podkradałem się do myśli, które były dla mnie za trudne do pomyślenia. Jeśli tylko włoży się odpowiednio dużo wysiłku, można zmusić się do takich myśli, do jakich wcześniej nie było się zdolnym – których nie można było uchwycić, ponieważ były dla nas za trudne. To boli. Najpierw, co jest bardzo przykre, trzeba długo błąkać się po obszarze, który jest niemal nie do przebycia: po słonawym, mokrym trzęsawisku, gdzie nie ma żadnych punktów orientacyjnych i gdzie nie można znaleźć oparcia na stałym brzegu. Potem, niekiedy po wielu tygodniach lub miesiącach, myśl się pojawia: zaczyna być myślą. Tu właśnie rozpoczyna się skradanie. Myśl jest jak coś, co utkwiło w gardle i powoli się unosi, a razem z nią rośnie słodka nadzieja na ulgę. Ale kiedy zdajemy sobie sprawę, że to ślepa uliczka, blokada zapada się z powrotem i tkwi w naszym wnętrzu, twarda, uparta i nieprzyjemna, jak niesmaczne jedzenie. Potem dostrzegamy nowe wyjście i znów budzi się w nas nadzieja. Czujemy, że pojawia się myśl, już prawie, prawie. Ale jeszcze nie jest gotowa i na powrót zapada się w głąb. Nie można wpłynąć na myśl, tak jak nie można wpłynąć na królika. Myśl przyjdzie, a królika złapiemy, kiedy nadejdzie właściwy moment. Ale nie można też jej ignorować i po prostu na nią czekać; trzeba wywierać na nią nacisk, albo nigdy się nie pojawi. W końcu, jeśli jesteśmy wytrwali i mamy szczęście, myśl przychodzi i wtedy można pomyśleć to, co przedtem było zbyt trudne do pomyślenia. Ulga jest niezaprzeczalna, ale nie o nią chodziło. Szybko przechodzi się do kolejnej myśli i cały trud zaczyna się od nowa.

I nieważne teraz, czy myśli bolą, czy sprawiają przyjemność. Ciekawe jest owo podkradanie się do nich, polowanie na nie. Ileż jest możliwości przeżywania frajdy w pogoni za istotą myśli, za rozmyślaniem o tym, jak też to one powstają, jak wyglądają…

Jakiś czas temu przez kilka dni pod rząd intensywniej o myślach, o ich istocie rozmyślałem. Aż przyśniły mi się myśli – upostaciowione. Sceneria jak na jawie – żadnych szarych obłoków ni mgły, ni oparów, ni wiatru czy lekkiego powiewu. Myśli były jak ludzie, tyle że ciemne jak cienie. Ale były. Spostrzegłem je nagle. Szły brzegiem polany, za którą była rzeka, powoli sobie spacerując. Za dnia to było, słonecznego. Szły w milczeniu. Trzy myśli różnej wielkości. Siedziałem na skośnym skraju lasu i patrzyłem na nie tak, jakby to był zwyczajny widok. Po przebudzeniu poczułem i żal, że minął sen, i radość, że w ogóle właśnie taki był.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz