wtorek, 26 lutego 2019

Napowietrzyć się rześkością


W czterech murowanych ścianach uwaga skupia się głównie na objawach w sobie w oderwaniu, czy raczej bez „komunikacji” z zewnętrznością, tj. z przyrodą, klimatem, powietrzem. Jest się wtedy jak hermetyczna bańka.

Chociaż… Powietrze było „wyraźnie przezroczyste”, z okna na nie spoglądałem, wiaterek figlarny, radosny – bo i "ponury" bywać może jak wąż wijący się po koronach drzew przez długą chwilę. Ten wiaterek wczoraj baraszkował nie leniwie. I może to był znak… znak jesieni, że jeszcze się nie znużyła, nie wyczerpała bogactwa garderoby. Teraz przyzywa, przywołuje, kusi.

A więc pakuję się zaraz w swoje wędrowne szaty i czmychnę jak pies przez otwartą ogrodową furtkę przed siebie, do „mojego ogrodu” bez płotu – do lasu, na plażę, nad potok. Kiedyś o tej furtce sobie zapisałem, o Felce, po lekturze którejś z książek Andrzeja Żuławskiego…

A więc z rana życzę sobie jak zwykle głowy spoglądającej w górę, na boki, do tyłu. Na spacerach z cyklu „Sekrety sopockiej przyrody” przystawałem w lesie i mówiłem: spójrzcie na to drzewo, albo na te dwa splecione miłosnym uściskiem. Przeważnie mijamy, ale już nie tylko drzewa, patrzymy pod nogi, idziemy bezwiednie wtopieni w siebie, w problem zabrany ze sobą z tych czterech ścian, jednak czasem trzeba odstawić go na chwilę na boczny tor, „napowietrzyć się” rześkością, przewietrzyć wewnętrzność jak kiedyś mieszkanie przed napaleniem w piecu zimową porą. Potem wpuszczamy do tak wywietrzonego siebie jakiś łażący w nas i z nami ciągle i do znudzenia problem. I tak jak roztwór soli rozwala tkanki zamoczonego w nim robaka, tak może i to świeże napowietrzenie rozsadzi swoją rześkością te kąsające nas sprawy i sprawki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz