01.01.2017
Pomyślało mi się nie tak
niedawno, że starości należy uczyć się za młodu. Prawie nonsens. Teraz
pomyślało mi się nieco inaczej: starość wykuwa się za młodu. Czyli nie ma już
tutaj elementu uczenia się, a więc jakichś świadomych zabiegów
samowychowawczych, gdyż w owym „się” chodzi raczej o „Się” w
heideggerowskim rozumieniu. Czyli – słowami Martina Heideggera – zamiast „Ja robię”, „Ja dokonałem” –
robienie tak, jak się to robi… Upadek w Się. Temat na dłuższe „opowiadanie”.
Tak więc nie o pracę nad
sobą w tej młodości tutaj teraz chodzi, lecz o niejako bezwiedne się‑stawanie,
się-wykuwanie. I jeszcze raz Heidegger: „…jestestwo jako powszednie wspólne
bycie jest pod władzą innych. Ono samo nie jest, inni odebrali mu bycie”.
Chciałoby się rzec „umarł
w butach”, gdyż człowiek, jak każde stadne zwierzę, jest w tym stadzie
zatopiony, od niego uzależniony, jest w sieci czy nawet kajdanach władzy
innych. Błędne koło, gdyż każdy od każdego jest uzależniony, czyli co? –
nieuzależnionych nie ma? A może owo wołanie o nieuzależnienie jest
przysłowiowym głosem wołającego na puszczy (na pustyni)? Czy więc warto
kruszyć kopie, walczyć z wiatrakami, jeżeli nieuzależnioność
jest raczej wbrew naturze człowieka? Gdyby jednak szło o zwierzęta, to chyba
nie warto by było, lecz człowiek… Wyróżnia się tym, że posiadł rozum, że
jest świadomy swojego jestestwa, że – wreszcie – jest potencjalnie zdolny do
tworzenia wartości, a następnie do życia według tych wartości. No tak, ale
życie pokazuje, że ten ostatni postulat należałoby między bajki włożyć.
Wracam do tego wystającego
z worka szydła. Wybierałem się na pocztę. Przewidując kolejkę przed okienkami
wziąłem z półki zakurzoną, od lat nieruszaną książkę „Starość jako zadanie”
autorstwa Kingi Wiśniewskiej‑Roszkowskiej (1989). I już nie tylko pod kątem
moich „starych” podopiecznych taka tematyka mnie interesuje, lecz także – o zgrozo!
– pod kątem mojej starości, nie tyle aktualnej, lecz tej nieustępliwie
kroczącej. A nuż jakiś silny bodziec znajdę, aby na tę przyszłość, zawsze
przecież niewiadomą, uzbroić się już teraz, aby spróbować, a przynajmniej
połudzić się, starcze niedołęstwo i otępienie umysłowe odsunąć jak najdalej.
Głównie o psychikę, może raczej o umysłowość chodzi – o sprawność umysłu.
Oczywiście i bez tego „silnego bodźca” mam już swój punkt widzenia na ważność
aktywności umysłowej w kontekście sprawności intelektualnej w późnej starości.
Nawet nie jest to jedynie „punkt widzenia”, czy jakaś „postawa”, nawet
chyba żadna „motywacja”. Jest „to” po prostu zrośnięte za mną… Krótko:
jest to część mnie zarówno świadoma, jak i nieświadoma, także
nadświadoma czy jeszcze jakoś inaczej to nazywając.
Jakoś trudno mi dobrnąć do
tego „szydła”. Powiada się, powiadają ludziska, że na starość człowiek bądź to
dziecinnieje, bądź w upierdliwego starca się zmienia, bądź zmienia mu się
charakter, np. paskudnieje itp. Ale nie tylko o starych ludzi idzie. Dotyczy to
i młodych, np. dwudziestolatków rozpoczynających wspólne życie, przy czym
ta wspólność trwa co najmniej kilka lat. W którymś momencie ona do niego,
lub on do niej, mówi, jak bardzo się zmienił/zmieniła. Prawie od zawsze, tzn.
gdy już z okresu dzieciństwa wyszedłem, żachałem się na takie wyciąganie
wniosków. Albowiem wykułem sobie swój wniosek, że tutaj nie o jakąś
zasadniczą zmianę charakteru czy osobowości idzie, lecz o wydobywanie się, o
wyraźne rozwijanie się tych cech, które niemal od dzieciństwa w tym kimś
siedzą, może drzemią, a teraz się wybudzają i dochodzą do głosu. Tutaj też by
to „szydło z worka” pasowało, a może nawet już w tym momencie zaczyna
wychodzić. „Szydło” jako to, kim dany człek jest rzeczywiście, chociaż do
czasu jakby skrycie.
Tak więc czekam na tej
poczcie w kolejce, w ostatnim dniu roku, ludziska – jak i ja – jeszcze jakieś
pilne przesyłki i opłaty załatwiają. Przede mną ze dwanaście osób, więc jest
nieco czasu na poczytanie. Skupiłem się na dwóch wątkach na zaznaczonych
niegdyś stronach.
1. Przy
pewnym osłabieniu kory mózgowej w starości – również w przypadkach, gdy do
otępienia nie dochodzi – występuje tendencja do uzewnętrzniania się postaw
i zachowań, które za młodu były sprawniej kontrolowane, maskowane
i modyfikowane. Toteż cechy charakteru i jego wady zaostrzają się i
usztywniają, bardziej wychodzą na jaw. Zasadnicza postaw życiowa nie zmienia
się, lecz staje się bardziej sztywna i rażąca.
2. [Starzenie
się mózgu] … trzeba podkreślić, że choć w ciągu życia komórki jego obumierają,
a nowe się nie tworzą, to jednak mózg posiada zawsze pewien zapas komórek
nieczynnych, gdyż nie wszystkie są wykorzystywane. Te nieczynne komórki można
pobudzić do działania przez wytrwałe ćwiczenia. Tym się np. tłumaczy,
że nawet starzec po udarze mózgu może swą porażoną rękę i nogę w znacznym
stopniu usprawnić przez systematyczne rehabilitacyjne wysiłki. Czynność komórek
obumarłych przejmują wtedy – przynajmniej częściowo – inne, zapasowe komórki.
W pierwszym przypadku „naprawa”, „zmiana” nie jest
prosta, ani łatwa, może nawet wręcz niemożliwa. Zmiana musiałaby wynikać z
własnej, czyli nieprzymuszonej z zewnątrz, chęci osoby starej. No i oczywiście
osoba taka musiałaby zdawać sobie sprawę z uciążliwości charakteru, ale przede
wszystkim dla niej samej, gdyż najbliższe otoczenie raczej jej nie interesuje.
Ona właściwie tych spraw nie dostrzega. Jest jaka jest, i nawet jeśli czasem jest
jej z tym źle, to i tak jest jej dobrze, bo jest sobą. Najtrudniejszą
rolę mają najbliżsi, opiekunowie. Jest to dla nich orzech tak twardy, że wręcz
nie do zgryzienia.
Zapewne drugi przypadek
jest bardziej realny do realizacji. Jednak nie każdy stary człowiek chce, ma
siłę, aby go umysłowo gimnastykować. Zależy to także od tego pierwszego
„przypadku”. Jednemu wystarcza, czy raczej nie może wznieść się ponad
bezczynność i tumiwisizm, ponad np. bezmyślne wpatrywanie się w ekran
telewizora, pomimo sprawności fizycznej, w tym manualnej. Jest jednak sporo
osób starszych i starych, które niejako z rozpędu są aktywne psychicznie i
fizycznie, a jeżeli zdrowie fizyczne szwankuje, to aktywne jedynie
psychicznie. W tych przypadkach przejawiają się intensywnie owe „postawy i zachowania,
które były za młodu”, lecz – w przeciwieństwie do pierwszego „przypadku” –
pozytywne.
Oczywiście podczas takiego
szufladkowego podejścia do problemu ludzi starych można zagubić konkretną
osobę. Każda jest inna ze swoistymi dla niej objawami postępującej starości.
Nie ma klucza/wytrycha, który by pasował do dwóch osób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz