niedziela, 6 lipca 2014

czas obok mnie

Jadąc rowerem, pędząc w myślach do innych miejsc i innych sytuacji, zapędzając się siłą rozpędu także do miejsc i sytuacji, których nie było, zatrzymałem się na dłużej przy „czasie”. Nawet wiem, pamiętam, w którym momencie na tym się „przyłapałem”. Jadąc nawiązywałem w myślach do nierzeczywistej rozmowy sprzed tygodni, czyli nie zaistniałej realnie, a jedynie wewnętrznie we mnie (czyli w jakimś sensie rzeczywistej)... Powracając do tamtych chwil stwierdziłem, że obecnie moje myśli, czy słowa na tamten temat, czyli na temat wówczas rozpamiętywany, byłyby już inne, bo miały miejsce w innym czasie.
Problemem, do którego moja wyobraźnia nie dorosła, któremu nie sprosta, jest „nieskończoność przestrzeni”. Przestrzeń jako coś dostrzegalnego – oczywiście tak, bo to niby nic trudnego do dostrzeżenia, a co dopiero do wyobrażenia... A może pewności i tutaj nie mogę mieć, bo jeśli z ową „nieskończonością” nie mogę się uporać, to jak to wszystko (istniejące, realne) umiejscowić w tym, co w moim pojęciu nie „pojmowalne” jest? Skończoność części w nieskończonej całości. Jednak z tym już się oswoiłem, czyli z myślą, że z ową nieskończonością nie jestem w stanie się uporać. Ale niejako z rozpędu doszedł jeszcze „czas”. Co przeminęło, co upłynęło w ciągu wspomnianych tygodni – czas czy kawałeczek życia?
Mówi się o „czasie” i „przestrzeni” jak o czymś, co istnieje tuż obok nas, co na co dzień nam towarzyszy, nawet wręcz nad tym się nie zastanawiamy, a jeśli już tych słów używamy, to mimochodem, bezwiednie. Może to i lepiej – dla zdrowia psychicznego. Czy jednak „czas”, ze swoim „upływaniem” istnieje podobnie jak „przestrzeń” ze swoim trwaniem, byciem? Przecież to my przemijamy jakiś „czas” przebywając w przestrzeni. Czyli „czas” dotyczy nas, istot żyjących, rozumujących? Dotyczy… jest atrybutem przemijania, jako że nie czas przemija, tylko my? Nieskończona przestrzeń w nieskończonym czasie, a więc nieprzemijająca przestrzeń, nieprzemijający czas?
*
Stacja kolejowa. Pociągi obok siebie. Rusza... bez szarpnięć... bez czucia... Który? Może obydwa? Co minęło? – chwila? wagony? chwila mnie?
Nowy Rok. Dwa Sylwestry w ciągu jednej nocy w dwóch różnych częściach świata, trzy w trzech lub cztery w czterech, kilka w kilku. A więc jak jest z tym czasem? Z częścią świata, z kierunkiem Wschód–Zachód? Dwie dwudzieste czwarte godziny w dwóch różnych miejscach! Ten sam czas w różnym czasie?! W którym miejscu i o jakiej porze dnia lub nocy jest ten „prawdziwy” koniec i początek roku? Godzina zero – czy jest? Zabawa w czas.
Prognoza pogody. Brzydka pogoda tylko na północy kraju – w pozostałej części piękna. Mieszkam w „tylko”, lecz dla mnie pogoda jest taka, jaka jest – jak to z pogodą: nie zmienna, nie kapryśna, nie ponura, nie wspaniała. Ja zaś w tej pogodzie z pogodą lub niepogodą ducha.
Adam Schaff wspomina o Murzynie1, Murzynie2 itd. Można, idąc dalej, myśleć: Murzyn1_a, Murzyn1_b...
Wyważanie otwartych drzwi też może mieć sens – drzwi są drzwiami, które można zamykać i otwierać. Można je przymykać, otwierać na oścież, trzaskać nimi. Ale można je właśnie wyważyć, zlikwidować, aby horyzontu nie ograniczały. Można zamykać się w sobie... uchylać rąbka tajemnicy... Można zaciemniać obraz lub go rozjaśniać, albo dostrzegać we właściwym, niejako naturalnym świetle, czyli można oglądać obraz bez fajerwerków myślowo-słownych. Murzyn „w ogóle” jest zaciemnieniem, tak samo jak JA – na przykład moje JA. Wypowiadanie się o innym JA byłoby jego zaciemnianiem, wykrzywianiem, bo widzianym z mojego czasu i miejsca. Zaciemnieniem zarówno owego jakiegokolwiek innego JA, jak również i mojego JA. Wystarczy, że dzisiejszym JA spoglądam na wczorajsze JA, że wczorajszym wydumywałem sobie dzisiejsze. Czas pokazuje... czyj czas, jaki czas, co pokazuje? Raz „czas”, raz „przestrzeń”, raz ból zęba – innymi razy miłość i nienawiść. JA1_a, JA1_b, JA2_a, JA2_b itp. Ale inni są dla mnie ich jednym jedynym JA, namalowanym przeze mnie obrazkiem. Ja dla innych także podobnie, ale nie „podobnym do nich”, bo podobnie jedynie w sensie takim, że również przez nich malowany jestem, tak jak i oni przeze mnie. Jacy oni? Jaki ja? – Którzy oni? Który ja? Rzeczywiści, wydumani, skarykaturyzowani moim skrzywionym spojrzeniem?
Okres mojej przedświadomości/bezrefleksyjności – mijał czy był? Życie chwilą, zapomnienie się w działaniu, w myśleniu – chwile życia niedostrzegane przez siebie samego w momencie ich „się‑dziania”. A potem jedynie ich po-szum, po-wiew, po-smak. Co przemija? – życie czy czas? Co przeminęło wraz z naszymi przodkami? – NIEPOCZUCIE CZASU zapewne. Co nie przeminęło? – przestrzeń. Co się pojawiło? – zamykanie się w przestrzeni: drzwiami, oknami, ścianami. Niepodzielną przestrzeń dzielimy, niepodzielnych nas – także. Porządek, hierarchia, typy. Stereotypy. Szuflady.
Czy więc: nie-poznawać, nie-nazywać, nie-wyjaśniać? Trwać w przechodzeniu obok, przemijać przechodząc? Przechadzać się przez swoje życie, życiem swoim się przechadzając? Mijać bezpowrotnie? Czy powraca coś co minęło? Czy powraca fala? A nawroty choroby, a powracanie do miejsc dzieciństwa – czy tym samym powraca minione, czy jednak pojawia się nowe, np. nowa interpretacja przeszłości, jako że kimś nowym co chwilę jesteśmy.
Palcem po mapie podróżując można powracać do tego samego punktu – z punktu A do punktu B, do punktu jedynie, bo palec już nie ten sam, bo w miejscu na Ziemi, które ów punkt miał określać, w jednej chwili zdarzyć się mogło wiele...
Gdzie i w jakim czasie jest ten Nowy Rok? Nie wiem. I – wbrew pozorom – nie męczy mnie ani ta niewiedza, ani owa mnogość Sylwestrów: Sylwester_1, Sylwester_2, Sylwester_n – że w ogóle tyle ich „jest”. Jeden człowiek (Człowiek_x), a Nowych „Roków” w bród.
Porządkować myśli? Przyporządkowywać? Według jakiego wzoru, jakiego klucza? Zgodnie z jakimi zasadami? Zebrać i zmiąć, i do szuflady wcisnąć? Bo przecież najważniejsze już się wydarzyło, bo myśli zostały zapisane… Myśli czy jedynie ich interpretacja?
*
Dwanaście lat… Minęło czy było? Przed dwunastoma laty sobie powyższe zanotowałem. Mijają mnie ludzie, samochody, pociągi. A ja jestem – przemija jedynie to wszystko, co pojawia się i znika wokół mnie. Widzę przestrzeń, ale nie czas. Lecz gdy spotkam rówieśnika, którego od ukończenia przedszkola czy szkoły podstawowej nie widziałem, wówczas „jak obuchem w łeb” otrzymuję cios w twarz jego twarzą, ciałem, sposobem poruszania się. Pojawiające się na chwilę wspomnienia lat dziecięcych zmywane są natychmiast przez falę mojego TERAZ.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz