Świerzbią myśli, umysł, palce – aby znowu, wreszcie zasiąść i pogadać sobie z kartką papieru. Chyba wczoraj był Ogólnopolski Dzień Pisania Piórem (12 lutego). Jest pod ręką pióro, jest i atrament… nieco, żal, może raczej nostalgia, lecz nie tylko za minionym czasem, ale za owym kontaktem poprzez pióro z kartką papieru. Były zeszyty z papieru drzewnego, potem bezdrzewnego. Drzewny! To było coś. Stalówka się nie ślizgała, coś jak wędrówka po leśnym igliwiu. Ale były i przeszkody dla stalówki w postaci drobniutkich kawałków drewna. Czasem można było nawet je wydłubać.
Do
produkcji papieru bezdrzewnego (klasy I-III) w ogóle nie używa się ścieru
drzewnego. Są to najlepszej jakości papiery wykonywane z włókien bawełny,
trzcin, lnu, konopi. Papiery drzewne produkowane są z dodatkiem ścieru
najczęściej z sosny i świerku. Niestety im większy jest procentowy udział
włókien drzewnych w papierze tym papier jest mniej trwały.
Zasiadam z myślą przewodnią, nie za bardzo to lubię, bo to już coś w
rodzaju planu, celu jest, to zaś wiąże ręce, czyli umysł, gdyż zawęża pole
wyobraźni…
Jeszcze o tym
papierze… David Haskell w książce Ukryte
życie lasu:
Chemicy
potwierdzają wnioski płynące z doznań naszych kubków smakowych. Świat jest
przepełniony goryczą, pełen substancji odstraszających i zaburzających
trawienie oraz zwykłych trucizn. Sokoły też o tym wiedzą, używając świeżej
zieleni do moszczenia swoich gniazd, by odpędzać pchły i wszy. Zwróćmy też
uwagę na New York Timesa. Owady, które roją się w pojemnikach wyłożonych
starymi egzemplarzami tej gazety, nigdy nie osiągają dojrzałości. I nie chodzi
tutaj o treść artykułów, choć owady wychowywane na londyńskim Timesie osiągają
dojrzałość. New York Times jest drukowany na papierze zawierającym pulpę z
jodły. Drzewo to tworzy związek chemiczny, który naśladuje hormony żywiących
się nim owadów, za pomocą którego chroni się przed nimi przez zahamowanie ich
wzrostu i sterylizację. Londyński Times jest drukowany na papierze z drzew,
które nie mają takiego hormonalnego mechanizmu obronnego, dzięki czemu ich
przemielone i sprasowane ciała mogą bezpiecznie służyć jako ściółka dla owadów
laboratoryjnych.
Ta myśl przewodnia skojarzyła mi się, niedorzeczność, z tym czymś
nieskończenie małym, które po Wielkim Wybuchu przemieniło się w nasz
Wszechświat. Naogląda się człek programów o Wszechświecie, nie mogąc wiele z
tego pojąć… A oni mówią o tym wszystkim, jak o czymś zwyczajnym, tzn. tak jak o
chlebie powszednim.
Rozmiary
wszechświata były nieskończenie małe, a gęstość materii i krzywizna
czasoprzestrzeni – nieskończenie wielkie. W takich warunkach jakikolwiek opis
stanu materii, przestrzeni i czasu jest niemożliwy. Nawet jeśli przed wielkim
wybuchem wszechświat miał jakąś historię, to nie ma ona wpływu na to, co stało
się potem. Dlatego mówimy, że przed wielkim wybuchem ani materia, ani
przestrzeń, ani czas – nie istniały.
Czyli, wracając na ziemię, mówiąc ludzkim językiem: taka myśl
przewodnia rozpryskuje się na wiele i jeszcze więcej różnorodnych wątków. Raz
czy dwa razy, może trzy żachnąłem się na definicję strumienia świadomości, że
niby to za wąski jest, że pędzące, rozwijające się w danej chwili myśli tworzą
raczej rozlewisko, coś na podobieństwo delty rzeki. Ale tak nie jest. Owszem,
można sobie potem, chwytając jedną czy drugą myśl, rozwijać na spokojnie, pisać
powieść, tworzyć postacie bohaterów. Ale jest to już dalekie od tego
chwilowego błysku, pieprznięcia pioruna, zachłyśnięcia się itd.
Strumień
świadomości (ang. stream of
consciousness) – termin literacki, oznaczający rodzaj monologu wewnętrznego. W
pierwszym znaczeniu jest to zapis umysłowego przeżywania człowieka, nie tylko
tego, co aktualnie słyszy, widzi i czuje, lecz również myśli, skojarzeń, które
mu się nasuwają. Wiąże się z tym zapis myśli i odczuć, narracja wyłącznie
subiektywnymi odczuciami. W drugim znaczeniu strumień świadomości jest swoistym
stylem, połączeniem umysłu rzeczywistej chwili i sumą odczuć jednej chwili.
Rozmemłałem zamysł, a chciałem jedynie opisać część mojej
przedpołudniowej aktywności (nie, nie fizycznej – a szkoda).
Milan Kundera, Księga śmiechu i zapomnienia:
Cała
ta książka jest powieścią w formie wariacji. Poszczególne części występują po sobie
jako kolejne części drogi prowadzącej do wnętrza tematu, do wnętrza myśli, do
wnętrza jednej jedynej sytuacji, której zrozumienie niknie mi w
nieskończoności.
Czytam, skrawek
czyjejś rozmowy „na ulicy”, 3-4 słowa piosenki, oglądam film… widzę/słyszę pociąg.
Wsiadam. Pędzę do tyłu, w myślach –
niewiele się wysilając, myśli pojawiają się jakby same.
Tadeusz Różewicz, Tolerancja:
Dnia 4
maja 1958 roku siedziałem w wagonie restauracyjnym pociągu pośpiesznego. Trochę
słońca leżało na polach i przez szybę ogrzewało mi twarz. […]
Przejrzałem
kartę i wybrałem obiad. Do stolika podeszła starsza siwa kobieta.
– Czy
wolne jest to miejsce?
– Wolne.
[…] Mogła mieć przeszło sześćdziesiąt lat. Twarz owalna, różowa. Nos krótki, oczy szare, może niebieskie. Brwi jasne. Poczułem niechęć do zbyt zdrowego wyglądu kobiety. Oczy bez wyrazu budziły podejrzenia.
Lato, może jesień 1998. Koło północy. Nie rozwijam, od czego się
zaczęło. Plan był inny. Niespokojny i niepokorny duch sprawił, że postanowiłem
wrócić do domu – ok. 1,5 godziny jazdy nie pospiesznym pociągiem
dalekobieżnym. Wsiadłem do WARS’u. Zamówiłem dwie parówki na ciepło i piwo.
Najadłem się jedną, sączę piwo. Otwarłszy drzwi między wagonami wkracza
dziewczę. Może zamierzała jedynie przejść do następnego wagonu. Byłem już
wyluzowany, wspomnienie sytuacji, która sprawiła, że znalazłem się w pociągu
rozmyło się, rozmydliło. Pomimo wrodzono-nabytej nieśmiałości poprosiłem ją
gestem, aby się zatrzymała. Spytałem, czy nie ma ochoty na parówkę… nieruszana,
ja już się najadłem. (Są Aleksandra Fredry Zapiski
starucha, czyli tytuł już zarezerwowany).
Spojrzałem
na za różowioną mocniej twarz mojej sąsiadki. ,,Jak ona żre – pomyślałem. – To
jest ten typ, który od pewnego czasu już tylko przeżuwa i trawi. Straszne. Te
senne oczy, oczy bez światła, nieruchome jak ziarna. To są oczy gadów. Takie
oczy mają żółwie, krokodyle. Nieruchome, z okrutnym okiem. Okiem z innej epoki.
Epoki, która nie znała Jezusa, Gandhiego, Szekspira. Tu siedzi żarłoczny stary
okaz. (Różewicz).
W wagonie wysokie stoliki i takież stołki. Usiadła naprzeciwko.
Podsunąłem talerz, wziąłem od barmana drugie sztućce. Być może i piwko dla niej
– nie pamiętam. Była młoda, 25 lat, o twarzy uśmiechniętej, żywym spojrzeniu,
żadnego skrępowania podczas rozmowy – jak byśmy znali się już jakiś czas.
Przepraszam,
jaka to stacja? Już muszę wysiadać. Lepiej mi jest, że to wszystko
wypowiedziałam. Pan jest obcy. Nie znamy swoich nazwisk. To lepiej. Zapomni
pan. Dziękuję, że pan mnie wysłuchał. Czy czasem nie przejechałam swojej
stacji?
[…]
Wyciągnęła z torebki chusteczkę. – Czy nie znać, że płakałam? Trochę. Tak, jakby pani miała katar. Pociąg zatrzymał się na stacji w R.
Zatrzymał się i nasz pociąg. Nie
miałem żadnego notesu ni długopisu, miała jakąś serwetkę, może chusteczkę
higieniczną. Wyjęła szminkę i zapisała numer telefonu. Ciemna noc. Każde
odeszło w swoją stronę.
Gdyby wrócić do sytuacji, która sprawiła, że znalazłem się w tym
wagonie, i snując, prząść wątek, rozwijać kłębek wspomnień, dojechałbym do
różnych miejsc, z nich – ciągle drogi rozwidlając – do następnych, do osób na
tych drogach napotykanych… Podłoża lasów, w sumie wszelkich zbiorowisk
roślinnych, utkane są z gęstych sieci grzybni różnych gatunków. Bez nich
drzewa, ale i różne krzewy i krzewinki, w takiej postaci, do jakiej obecnie
wyewoluowały, by wymarły. Być może podobnie jest i z tymi porozgałęzianymi
wspominkami, niczym owe drzewa i krzewy, żyjącymi dzięki sieci miliardów
neuronów w mózgu.
Grzyb
i korzeń witają się sygnałami chemicznymi i jeśli pozdrowienie idzie gładko,
grzyb wydłuża swoje strzępki, szykując się, by wziąć korzeń w objęcia. W
pewnych przypadkach roślina reaguje wypuszczeniem małych korzonków do
skolonizowania przez grzyby. W innych pozwala grzybowi przeniknąć ściany
komórkowe korzenia i rozprzestrzenić strzępki do wnętrza komórek. Tam strzępki
dzielą się, tworząc miniaturową, podobną do korzenia sieć w komórkach.
Sytuacja ta wygląda patologicznie. Byłbym ciężko chory, gdyby moje komórki zostały w ten sposób zaatakowane przez grzyby. Jednak zdolność strzępek do przenikania komórek roślinnych znajduje w tym małżeństwie zdrowe zastosowanie. Roślina zaopatruje grzyba w cukry i inne złożone cząsteczki, a grzyb odwzajemnia się strumieniem surowców mineralnych, zwłaszcza fosforanów. Związek ten zasadza się na mocnych stronach obu królestw: rośliny potrafią tworzyć cukry z powietrza i światła słonecznego, natomiast grzyby – wydobywać minerały z drobnych szczelin gleby. (D. Haskell, Ukryte życie lasu).
Lecz nie jedynie o czczą zabawę
słowem i wspominkami mi chodzi. To znaczy jest to zabawą w jej zdrowym
rozumieniu (czy może być chore rozumienie? może tak), ale jednocześnie, na
zasadzie sprzężenia zwrotnego – mózg jako odżywcza sieć („grzybnia”) dla myśli,
emocji, wspomnień („roślinność”), które są dla niego gimnastyką i pożywką.
Film – dialogi, lektor. Próbuję powtarzać w myślach kolejne zdania.
Książka – podobnie. Ale tylko na tzw. krótka metę. Jak w szkołach gimnastyka
śródlekcyjna.
Z Internetu:
Podczas ćwiczeń śródlekcyjnych nie należy zwracać
uwagi na precyzję ruchu, lecz na jego swobodę i umiejętne łączenie z muzyką i
przyborem. Czas przeznaczony na
gimnastykę śródlekcyjną powinien wynosić od 2do 3 minut, natomiast w klasach
młodszych może być przedłużony o dalsze 3 do 5 minut.
Tytuł Świerzbienie zjawił się
w wyniku ciągłej, codziennej wręcz potrzeby, nierealizowanej, zwykłego
pogadania z samym sobą… Pisząc gadać o tym, co aktualnie ślina na język
przynosi. Owszem, dzisiaj miałem już plan, lecz nie jego realizacja na piśmie
była jedyną pobudką. To znaczy najważniejsze było chyba to, aby zasiąść i
zacząć tu sobie gaworzyć. A stąd, od tego startu, już niewielki krok do
wyrwania się od długiego okresu wręcz nawykowego
niepisania. Od tych listów pisanych przeze mnie do mnie… nie, to chyba nie
tak, bo to jest pisanie bez adresata, artykułowanie myśli jako cel sam w sobie.
Nie tylko późniejsze czytanie tego, ale także samo zastanawianie się nad
wyrażonymi myślami jest tu najmniej istotne. Nie zawsze tak się udaje, bo bywa,
że przy przelanej w słowo myśli na chwilę się zatrzymam, przyjrzę się jej i
zacznę analizować. Wówczas czar pryśnie. Dobrze jest, gdy takie przyglądania
nie trafiają się za często. A jeśli już, to trzeba jak najszybciej
czmychnąć przed nimi. To się udaje.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat naukowcy odkryli
kolejne struktury składające się na tę sieć, a teraz trwają prace nad zrozumieniem
ich roli w funkcjonowaniu mózgu. Wiemy już, że sieć stanu spoczynkowego rządzi
naszym wewnętrznym życiem psychicznym – decyduje o charakterze dialogu
wewnętrznego, który prowadzimy ze sobą zarówno w sferze świadomej, jak i
podświadomej. Dochodzi do głosu wtedy, gdy starając się uciec od zalewu bodźców
zmysłowych, które atakują nas w świecie zewnętrznym, zwracamy się do wewnątrz.
W tym momencie sieci neuronów odpowiedzialne za proces myślenia elastycznego
mogą przystąpić do przeszukiwania obszernych baz danych wiedzy, wspomnień i
uczuć zgromadzonych w zasobach mózgu, łącząc ze sobą sprawy, których normalnie byśmy
ze sobą nie skojarzyli, i przedstawiając nam zależności, których normalnie
byśmy nie dostrzegli. Właśnie dlatego odpoczynek, sny na jawie i inne formy
aktywności podejmowanej w stanie uspokojenia, takie jak choćby spacer, okazują
się tak skuteczną metodą tworzenia nowych idei.
(Leonard Mlodinow, Elastyczny mózg. Kreatywne myślenie w czasach niepewności i chaosu).
Nie dotarłem do myśli, które
były plonem poranka, dwóch-trzech spraw, które załatwiłem, telefonicznie.
Kiedyś wykułem sobie słowo listowanie na określenie tych moich zapędów do
pisania – bądź sobie a muzom, bądź z myślą o jakimś adresacie. I nie pierwszy
raz okazało się, że takie słowo w tym właśnie znaczeniu już istnieje.
Wprawdzie obecnie to głównie „operacja, która powoduje wyświetlenie
zawartości wybranego katalogu”, lecz w słowniku pod red. W. Doroszewskiego
jest:
listować
ndk IV daw. «pisywać do kogo listy,
prowadzić korespondencję»: Rozpoczęło się teraz pomiędzy mną a pensjonarkami
ciągłe listowanie. Zag. Chochl. 173. Trzeba wiedzieć, jak długo
Bürger pracował nad tą „Lenorą”; jak długo listował z Bojem
o tej balladzie. Kłaczko Zapomn. 278. Jerzy Szlichting listował z
Bogumiłem księciem Radziwiłłem. Mac.
Piśm. III/1, 708. // SW
*
Aleksander Fredro, Zapiski starucha:
Co za długo, to za wiele. Mówca ochrypł,
zasnął słuchacz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz