Wszystkie wielkie myśli
rodzą się podczas marszu.
rodzą się podczas marszu.
F. Nietzsche
Wychodzę z supermarketu prawie pustego, prawie pustym długim korytarzem.
Dzień deszczowy to i ludzi w sklepie mniej. W tej przytulnej pustości myśl się
pojawia, że wszelkie zło od ludzi pochodzi. W drodze powrotnej rozciągam
tę myśl w różne strony – nie tylko złem bliźni nas obdarowuje, nie tylko od człowieka
owo zło. Jednak zaraz o tym złu „nie od człowieka” rozmyślam, czyli czy
takie jest, czy jakieś zjawisko pozaludzkie można złem nazwać. Czy drapieżnik
upolowawszy swoją ofiarę jest zły? Czy wszelkie kataklizmy są złe?
Czy można mówić o złu w przyrodzie? Czy pogoda może być zła lub dobra?
Ze Słownika filozoficznego za dychę:
(…) według św. Augustyna zło
pochodzi od człowieka, uosabia wszystko to, co w człowieku
niedoskonałe… zdaniem Fichtego to bierność, brak działania, niezdolność do
czynu.
A co – chwytając się teraz
słów o Fichtem – ze zbrodniarzami, choćby z Hitlerem i Stalinem? Nie byli
wszak ani bierni, ani niezdolni do czynu – świadczą o tym miliony ich ofiar.
Zdaniem
Fichtego dobrem jest wszelkie wolne działanie, złem zaś jego brak, bierne
poddanie się zewnętrznej konieczności. Paradoksalnie na tle tej wolnościowej
etyki przedstawiała się jego polityczna doktryna „zamkniętego państwa”
wychwalająca narodowy szowinizm i gospodarczą autarkię (samowystarczalność gospodarczą), przez co Fichtego zaliczono
później do ideowych prekursorów narodowego socjalizmu.
Biorę jedną z kilku na podorędziu książek –
to Michela Foucaulta Filozofia Historia
Polityka. Wybór pism, rozdział
Szaleństwo i społeczeństwo:
Nie może istnieć
społeczeństwo bez marginesu, albowiem społeczeństwo odcina się zawsze
od natury w taki sposób, iż pozostaje reszta, osad, coś, co mu się wymyka.
To właśnie na tych marginesach, nieodzownych i nierozerwalnie związanych ze
społeczeństwem, pojawi się szaleniec.
Ludzie
zboczeńcy Floriana
Znanieckiego się przypominają, przy czym o zboczenie w zupełnie innym
sensie szło niż teraz powszechnie znaczenie tego słowa się przyjmuje.
Człowiek zboczeniec – jedna
z kategorii typologicznych osobowości społecznej Floriana Znanieckiego
określająca osoby, które nie podpadały pod żaden z innych typów osobowości
w jego koncepcji, tj. ludzi dobrze wychowanych, ludzi pracy czy ludzi
zabawy, a które odchylają się od normalności, pełniąc nieodpowiednie dla siebie
role.
W koncepcji Znanieckiego
wyróżnione zostały w tej kategorii dwa podtypy: zboczeniec nadnormalny i
zboczeniec podnormalny.
Do zboczeńców
nadnormalnych Znaniecki zaliczył m.in. Kartezjusza, Józefa Piłsudskiego, Adama
Mickiewicza, Immanuela Kanta czy Mussoliniego.
„Po
drodze”, „Obok nas” – tak można sobie albumy fotograficzne czy poszczególne
fotografie ponazywać. Temat dzisiejszy zwodzi, bo nie o złu chcę, chociaż po
drodze do domu właśnie rozdział o tym złu czytałem. (Barbara Skarga, Kwintet metafizyczny.
Chodzi za mną,
jak cień kroczy, także właśnie po drodze, w drodze spacerkiem do Klifu
Orłowskiego, potem do plaży, do lasku. Nie cały czas, nie podczas całej drogi.
Chyba na jej początku za mną się temat ciągnął. Oczywiście zaczął on dobijać
się wcześniej – po prostu pojawia się i znika, jednak cały jest w gotowości,
czyli jest na przykład chwila „przestoju” myśli, żadnego „bombardowania”
bodźców ni to zewnętrznych, ni wewnętrznych przez chwilkę nie ma, jednak myśli
jak lew cały czas prężą się do skoku. Łykając jakiś bodziec jak łyk powietrza
nagle wyskakuje ten czający się z tyłu głowy upierdasik.
Pomiędzy
tymi wszystkimi zapiskami dzieją się sprawy istotne, które na przykład dopiero potem
są opisywane. Ktoś chodzi z wizją, ideą, następnie zasiada i to, co w nim się
nazbierało materializuje w postaci pisanej – jakby coś odwrotnego od
„Fotograficznego dziennika umierania”, gdzie fotograf „czyhał” z aparatem i
pstrykał, i pstrykał aż do ostatniego tchnienia chorej. Ja podobnie jakiś
czas temu „fotografowałem” na bieżąco swoje myśli dyktafonem. Truchtałem na
plaży czy w Lasku Jelitkowskim i „czyhałem” na myśli o konkretnej tematyce,
czyli mające coś wspólnego z tą „radością ruchu”. Raz, podczas truchtu,
czując niemoc ciała nadbiegły myśli o dualizmie ciała i duszy, a
konkretnie dotyczyło to właśnie mojego ciała (czy też ciał podobnych do mojego),
które chciałoby podążyć za wybrykami duszy, ale nadążyć nie jest w stanie.
U sprawnych dorosłych, także na pewno u małych dzieci, nie ma takiego
rozdźwięku, czyli jest jedność. Dusza zna możliwości ciała, nie rodzą się myśli
w stylu, „aby wskoczyć na trzymetrowej wysokości murek”. Ale tak dzieje się z
kolei w snach, przynajmniej ja miewam takie. Dopuszczam jednak możliwość,
że dzieciak stojący przed takim murkiem mógłby sobie zamarzyć, aby być
sprawnym jak jakiś bajkowy bohater (np. Batman) – ale to tylko wyobraźnia,
zdrowa wyobraźnia. Któż nie pozazdrościł chociaż raz w życiu ptakom, że
fruwają?
Znowu rozbudza
się temat emocji, które są „najpierwszym życiem człowieka”. Pojawiła się myśl
zasadnicza przed chwilą i zniknęła! A przecież do niej zmierzałem. Co za los! Co
za niepamięć! Nic odkrywczego zapewne nie było, gdyż ja i tak cały czas kręcę
się wokół jak pies za własnym ogonem. Uleży się, dojrzeje, spęcznieje i wydobędzie
się przy jakiejś okazji w już trwalszej postaci. Może i w bardziej
skomplikowanej, czyli że znowu kłopoty będę miał podczas prób ujmowania
tego w słowa.
„Po drodze”
cały czas, czyli ostatnio ciągle, czytam po kawałeczku tę dyżurną książkę.
Na peronie, w pociągu, idąc chodnikiem. Rozdział o „złu” skończyłem. Teraz
jest o „doświadczeniu”.
Nie wiem, czy z takich książek – filozoficzne mam
na myśli – człek czegoś konkretnego się uczy, czyli czy czegoś nowego, zasadniczego
doświadcza, tzn. o czymś poza faktami, poza historią. Barbara Skarga (Kwintet metafizyczny) operuje cały czas
nazwiskami filozofów, wnika w ich poglądy, z nimi dyskutuje, a raczej nawet
tylko zadaje pytania, jednocześnie snując swoje wątpliwości przedstawia własne stanowisko. I dobrze, że przedstawia, bo o to chodzi w takiej pracy.
Ale w wielu wątkach ma wątpliwości. Bo jak tu nie mieć wątpliwości, gdy o
istocie „dobra” i „zła” się rozprawia. Przysłuchuję
się z uwagą tej dyskusji, tej jej dyskusji z poglądami innych, staram się
nadążać. Sposób dyskutowania mnie pociąga, to wwiercanie się w istotę jakiegoś
problemu (dobro, zło, śmierć, byt, nicość itd.). Pociąga w takich pracach
sposób myślenia, ukazywanie tego myślenia kroczącego pozawijanymi ścieżynkami,
które nie zawsze muszą dokądś, czyli do zamierzonego celu doprowadzić, bo czasem
ścieżynki nagle toną w gąszczu. Uczestniczenie w takiej wędrówce filozofa jest
frajdą. Następna strona medalu czytania takich prac to ta, w której chodziłoby
o „przejmowanie” jakichś poglądów przez czytelnika, przeze mnie. A tu jest
jak z wiarą, czyli że gdy już pewne zasiedziałe we mnie poglądy mam, nawet
niech i zmurszałe, wówczas, jeżeli bałwochwalczo nie spoglądam na prace
autorytetów, trudno mi te moje poglądy zbombardować i rozbić w pył. Istnieje
jednak i takie niebezpieczeństwo, że coś moim poglądom bardzo przypasuje i
wtedy rozanielony mógłbym stwierdzić, że jest super, że potwierdzenie
znalazłem, że wszystko na dany temat wiem i już, i kropka. A potem czytam
innego autora i ten potępia w czambuł to, za czym opowiadał się poprzedni, no
i czym jednocześnie zachłystywałem się ja. Tak, to nie są przepisy, recepty,
bo przecież nie o to w filozofii idzie, a w sumie nie tylko w filozofii.
Dlatego zapewne odrzucają mnie tytuły książek w stylu „Jak?”. Jak zdobyć? Jak
żyć szczęśliwie? Jak być piękną? Jak być kochaną? Jak sprawić, aby mąż?
itp. Lepy na muchy to są i wiele much daje się na te tytuły złapać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz