Jednogłośnie! Bez głosu
sprzeciwu, jednym jedynym moim głosem ustalono, że w tym miejscu od czasu do
czasu, czyli nie w jakimś przedziale czasowym ciągle, lecz w tym przedziale
sporadycznie, a właściwie jeden raz (drugi raz w następnym przedziale),
zamieszczę relacje z jakichś myśli za pomocą słów, takie w zasadzie niby
pozbawione sensu, jednak w innych miejscach i sytuacjach, w kontaktach z innymi
ludźmi po prostu z różnych względów niepasujące. Tutaj pozbawione ładu i
składu, myśli przewodniej, chaotycznie podane, w jakiś sposób będą do siebie
pasować, ale dzięki temu przede wszystkim, że niczym puzzle wyrzucone z pudełka
dopiero po ułożeniu jakiś wyraźniejszy obrazek wyłonić mogą (ale nie muszą).
Samo słowo „jednogłośnie” raczej
niechlubną tradycję przypomina. Hasła, slogany… Taki na przykład plakat
przedwyborczy, ale już z teraźniejszości, z olbrzymim zdjęciem
panienki-kandydatki i z hasłem: „Żadne hasło nie zastąpi silnej gospodarki” –
hasło negujące hasło.
Albo jakiś dalekowschodni mędrzec
przestrzega przed uznawaniem różnorodnych autorytetów. – Krytycznie wobec
autorytetów! – poucza, radzi, jedyny w tym momencie autorytet.
Według definicji w słowniku literatura
to:
1.
«powieści, dramaty, wiersze itp. mające wartość artystyczną»,
2.
«książki i artykuły z zakresu jakiejś nauki, specjalności»,
grafomania
to:
1.
«pisanie utworów literackich przez osoby pozbawione talentu»
2.
«bezwartościowe utwory literackie»
Tak więc pisanki na marginesie nie mają nic wspólnego z
literaturą, nie pretendują do miana utworów literackich, a zatem nie można ich
zaliczyć do grafomanii. Są zwyczajnie, najzwyczajniej czymś innym niż tzw.
literatura. Oczywiście w jakąś formę jest takie pisankowanie
przyobleczone, ale chyba jedynie w takim stopniu, w jakim, na przykład,
spontanicznie wykrzykiwane słowa stanowią formę wyrażania emocji, będąc zarazem
czymś dalekim od recytowania jakiegoś literackiego tekstu. Charlie Chaplin, gdy
dźwięk do filmu wkroczył, wyrazić się miał mniej więcej w ten sposób, że film
umrze, ponieważ głos zacznie wypierać mowę ciała, która tym samym zejdzie na
plan dalszy, która przez słowo zostanie wyparta. Film nie umarł, lecz bardzo
często i coraz częściej uśmierca mowę, jej sens i piękno. W komediach
podpowiada się widzowi, kiedy ma się śmiać, podkładając nagrane wcześniej
skrzeczące śmiechy na wypadek, gdyby sam widz nie zauważał powodów do śmiechu –
powodów, których najczęściej brak.
W TV o kulturze było, wypowiadał
się m.in. Andrzej Seweryn o wchodzącym na deski teatru „Królu Learze”. O
reżyserze (Jacques Lassalle) padło kilka słów, o jego stosunku do słów tekstu –
tekst to nie tylko słowa, także tonacja głosu, spojrzenie… Wiadomo niby, lecz
szło głównie o głębię słowa, o jego zrozumienie przez reżysera, potem przez
aktora, no i wreszcie przez widza.
W teatrze słowo samo w sobie jest
mało warte, gdyż źle wydeklamowane jedynie spalić daną rolę może – także sztukę
całą zarazem, także deklamacza.
Ale taki np. teatr: w zamiarze
reżysera aktorzy deklamują, palą role – istna akademia uroczysta z tego się
robi, jak onegdaj, gdy uczniowie w szkołach podczas ważnej rocznicowej akademii
wiersze podniośle recytowali. Lecz przebiegły reżyser wie, co robi, co zamierza
– aktorzy także to wiedzą, bo jakżeby inaczej. Tak więc brać aktorska gra jak
powyżej, czyli dobrze gra źle graną sztukę. Publika – czy tego chce czy nie –
brawa bije, bo tak wypada, bo czymże byłby teatr bez oklasków. Spektakl
trwa, aktorzy zmysły wytężają, nastroje widzów odczytują. I oczekują reakcji
widzów, ale jedynej w takim przypadku możliwej, czyli dezaprobaty, nawet
gwizdów... A niech tam! Nawet rzucania garderobą w aktorów, nawet fotelami. I
jeśli tak się stanie, wówczas brać aktorska brawa publiczności bije w nagrodę,
że ta na kiczu się poznała. Ale nie, nic z tego! Brawa trwają i trwają –
czy to jako wynik owej przyzwoitości, czy może zachwytów, albo ulgi, że spektakl
się skończył… Nie wie nikt. No i teraz otrzyma publika od aktorów
odpowiednią zapłatę! Posypią się na nią gromy ze sceny, kawałki dekoracji,
eksponaty, a wszystko za to, że przyzwolenie na marnotę dała, że na niej
się nie poznała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz