piątek, 10 listopada 2017

Plażą na bosaka

Tego zimno-zielonego zapachu wody morskiej nie da się opowiedzieć. Woda niby to przezroczysta, ale jednocześnie jakowaś zieloność od glonów się przebija. To nie jest zielony barwnik zmieniający kolor wody. To dwa kolory współgrające ze sobą – niby oddzielone, a jednak nieodłączne. Do tego ciepły wiaterek w nozdrza i uszy, i wiadomo, jeśli wiaterek to i szum fal.

A potem – słonym potem ociekająca twarz chłodzona słoną morską wodą, zimną wodą! Kucasz sobie człowieku, np. na kamieniu wystającym z wody i oblewasz twarz... i jesteś, a jakoby cię nie było. Sól wszędzie – w ziemi, w wodzie, w nas. Sól życia. Doprawione solą życie. I nie ma w takiej chwili domu, nie ma pracy, nie ma czegokolwiek zbędnego, nie ma tłumów, bo pora jeszcze w miarę wczesna – są jedynie miłośnicy ruchu, miłośnicy psów. Nie ma jeszcze plażujących plażowiczów, są miłośnicy plaży.

Suche, bezwietrzne i bezwonne to słowa – ale tylko one w tym momencie pozostają. Woda ostatnio odstąpiła od brzegów, plaży jakby więcej, ale niech no tylko nadejdą jesienne sztormy.
Ale jeszcze dotyk, kontakt bezpośredni z matką plażą. Na bosaka, że aż mróz prawie do pasa od zimnej wody poprzez stopy się przedostaje. Te drobne kamyczki pod stopami! Chrobocząco-chrzęszczące łaskotanie od stóp aż po głowę, że aż ciarki swawolą po ciele. Oszaleć można z radości. Delfiny uwielbiają ocieranie się ciałem o piaszczyste dno oceanu. Nawet mają swoje ulubione miejsca, znaczy obszary dna.

Na bosaka, boso. „Bosonogi” masło-maślanie brzmi, bo przecież bosość tylko nóg dotyczy, nie rąk na przykład. Ale nie o to chodzi. Chodzi o kontakt bosym będąc z podłożem – wodą, piaskiem, trawą, igliwiem leśnym. Jakże inne są wrażenia na boso od tych w obuwiu. Zapominamy o bosym kontakcie z przyrodą.
*
Boso i nago

Jedną z pierwszych wersji tytułu tych pisanek, przed laty, było właśnie „boso i nago”. Wprowadzenie wyglądało tak:

Między zamysłem a pierwszym zdaniem jest taka droga
jak między gaworzącym niemowlakiem a politykiem na mównicy.
„Boso i nago” to coś w rodzaju poszukiwania „utraconego raju”
także takich butów, takiego noszenia siebie, żeby siebie nie uwierać.
Czasem nosimy swoje ciało jak niewygodne palto
zamiast puścić je, aby samo szło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz